Zanim stopnieje lód (I)
Data: 11.09.2019,
Kategorie:
namiętność,
Masturbacja
niepewność,
niespełniona miłość,
sąsiadka,
Autor: Erotia Pąs
Wielokrotnie mijaliśmy się bez słowa, jednak zawsze z uśmiechem życzliwości i przeciąganym spojrzeniem, sekundę dłuższym niż uprzejmy gest, sekundę za krótkim na flirt. Czasami długo spoglądałem przez ramię, aż znikała mi z oczu. I czułem jakąś nieokreśloną, przygnębiającą sympatię. Czasami przeważało w niej współczucie, a czasami przeczucie, że coś tracę. Pewnie jakąś życiową, idealizowaną szansę, ale przecież… Byłem nieśmiały, zaś ona głucha. I nie wiedziałem czego właściwie chcę ani jak to zrozumiale przekazać, a przede wszystkim nie chciałem jej zranić. Z jakiegoś względu nie mieściło mi się w głowie, że moglibyśmy się dogadać albo być razem. Zwłaszcza że dawniej, w szkole, i bez kontaktu z nią musiałem użerać się z łobuzami, więc mnożenie naszych problemów razy dwa byłoby nieodpowiedzialne. Wiadomo, dzieciaki bywają okrutne w stosunku do wszystkiego, co odstaje od normy, niezależnie czy to wrażliwość, czy też niesprawność. Standardowe równanie do najgorszych charakterów wpisane w naturę człowieka. Tak więc trzymałem się na uboczu i próbowałem wybić, wyrwać, najszybciej jak się da.
Mieszkaliśmy po sąsiedzku, na wsi, aczkolwiek większość czasu spędzałem w mieście, gdyż uczyłem się w szkołach z internatem, a niebawem miałem rozpocząć drugi rok studiów, co wiązało się z pobytem w akademiku. W domu, tym prawdziwym, bywałem zaledwie gościem. Tym sposobem przywykłem trochę do „normalniejszych” ludzi i realizowałem swoje ambicje, ale jednocześnie ceniłem sobie spokój, więc ...
... korzystałem z przerw na wakacje, by zaliczyć powrót na ciche, gorące łono natury.
Tak się zdarzyło, że tym razem zjechałem w rodzinne strony wyjątkowo wcześnie, bo zaraz po ostatnim egzaminie. W czerwcu ojciec źle się poczuł, przeszedł lekki udar, na szczęście bez powikłań. Ogółem miał coraz większe problemy z układem krążenia. Chciałem go zobaczyć, pomóc w czymś, jeśli zdołam i spędzić trochę czasu z resztą tej naszej hałastry, zanim rodzeństwo rozpełznie się po świecie.
Agatę spotkałem na podwórzu, kiedy po długiej jeździe mikrobusem wlokłem się z tobołami jak wędrowny kupiec. Słońce smażyło niemiłosiernie. Pragnąłem snu, łaknąłem wody, a mimo to upuściłem torbę na środku dróżki, by rozciągnąć zdrewniałe plecy. Mimochodem wykorzystałem tę chwilę, by przyjrzeć się uroczej sąsiadce.
Minął chyba rok, odkąd się widzieliśmy. Za każdym razem kwitła w oczach, coraz piękniej, a pod jej ręką kwiaty też miały się coraz lepiej. Pamiętałem, jak biegaliśmy w tym miejscu. Było to wtedy, gdy słowa nie miały jeszcze wyraźnych znaczeń, a za ogrodzeniem z drutu rosła tylko zielona trawa.
Rozgarniając łodygi kwiatów, Agata plewiła grządki. Oblizałem spieczone wargi. Być może na widok mokrej konewki, nie wiem, a może przez wzgląd na wypinane w moją stronę, opięte spodenkami kształty. Dziewczyna, nieświadoma mojej obecności, uwijała się jak pszczółka. Jako że dzień był upalny, a w pobliżu sami swoi, ubrała jedynie kuse jeansy i obcisły, sportowy biustonosz, trzymający w ryzach to, co ...