Zanim stopnieje lód (I)
Data: 11.09.2019,
Kategorie:
namiętność,
Masturbacja
niepewność,
niespełniona miłość,
sąsiadka,
Autor: Erotia Pąs
... jednobarwnych skupiskach. Po bliższych oględzinach rozpoznałem krzak dzikiej róży i uderzający w zmysły zapach śmierdziuszek, które siostry namiętnie hodowały niegdyś na balkonie. Ich nieznośny, mdlący zapach sprawiał, że uciekałem w popłochu. Odczekałem chwilę, pokręciłem się przy barierce schodów prowadzących do drzwi sąsiadów, zabijając czas głaskaniem ich kota.
Ostatecznie wzruszyłem ramionami, wstąpiłem do najbliższego sklepu po bułkę i poszedłem swoją drogą. Odwiedziłem tym sposobem wiele utrwalonych wspomnieniami miejsc, zamieniłem kilka słów z dawnymi kolegami, wypiłem piwo pod sklepem, a ze wszystkiego najciekawsze były plotki, które chętnie wymieniałem, w zamian dzieląc się wrażeniami z życia w mieście. Po części zmyślonymi, zwłaszcza w kwestiach łatwości podrywu. Kiedy poruszyłem ten temat z Frankiem, człowiekiem wylewnym i za kołnierz nie wylewającym, dowiedziałem się wszystkiego o ślubach i rozwodach we wsi oraz okolicach. Ten człowiek nigdy nie przepuszczał okazji do zrobienia weselnikom bramy za parę flaszek. Postawione piwo wspaniale rozwiązało mu język.
Wybraliśmy się na przechadzkę po kładce. Lustro wody ledwie przykrywało kamienie, na których siedzieli rodzice pluskających się dzieci. Nad głębszymi miejscami rzeki, ze sto metrów od całej wrzawy przycupnęli wędkarze. Przezornie wybrali miejsca spokojne, powyżej miejsc wypoczynku, gdzie nikt nie zmulił wody, a wypatrywana z nadzieją rybia łuska połyskiwała gdzieniegdzie w promieniach słońca.
Z ...
... daleka nadciągały powoli jakieś skłębione, ciemne chmury. Rozświetlane błyskami, sprawiały wrażenie ociężałych, niosących w zanadrzu prawdziwą nawałnicę. Doświadczenie podpowiadało mi, że o naszą wieś zahaczy co najwyżej przelotny deszcz. Póki co, nikt nie panikował.
Zatrzymaliśmy się na dłużej pośrodku chwiejnego, wiszącego mostku.
– A ta Agata, pamiętasz ją? – zagadnął Franek.
– Mieszkam naprzeciw.
– Niby tak. – Podrapał się po głowie. – Tylko ciebie nie ma, to chyba nie wiesz.
– O czym?
– Tadek zaręczyny z nią zerwał.
– Byli zaręczeni? – spytałem, zaskoczony.
Właściwie nie wiedziałem, że miała chłopaka. Franek natychmiast wyczuł zainteresowanie z mojej strony, ale chyba trochę je wyolbrzymił. Po prostu cała rzecz jakoś nie obiła mi się o uszy. Nic wcześniej nie wskazywało na podobny obrót spraw.
– Niezła heca, nie? – Trącił mnie w bok łokciem.
– No tak, ale że się rozeszli…
– Pewnie go nie słuchała – parsknął śmiechem, jakby opowiedział dobry żart – albo się przesłyszała, że coś obiecał.
– Wiadomo o co poszło? Tadek nie mówił?
– Wiesz, jaki jest. Naobiecywał, głupot naopowiadał, pociupciał i zostawił.
– A może nie dała mu się urobić?
– Może, ale to on chodzi i po wsi gada, co tylko chce i mu spasuje.
Rozmawialiśmy jeszcze trochę, jednakże odkąd Franek ujrzał dno butelki, zaczął robić się marudny, wręcz przykry. Na dodatek zaczęło donośnie grzmieć. Tym lepiej, że przyspieszał kroku. Po drugiej stronie kładki wyciągnął rękę.
– ...