Zanim stopnieje lód (I)
Data: 11.09.2019,
Kategorie:
namiętność,
Masturbacja
niepewność,
niespełniona miłość,
sąsiadka,
Autor: Erotia Pąs
... Czas na mnie – rzekł.
– Dzięki za miłą pogawędkę – odparłem, patrząc gdzieś w dal ponad jego ramieniem.
– Powodzenia w zaliczaniu. – Puścił oczko. – Egzaminów i lasek.
– Taa, o ile te pierwsze się skończą, tych drugich nigdy nie zabraknie.
Pokiwał głową z uznaniem.
– Noo, zdrówka.
Kiedy zostałem sam z własnymi myślami, po wielu dalszych krokach pozbawionych wyraźnego celu, doszedłem do wniosku, że pewni ludzie nigdy się nie zmieniają. Rozumiałem doskonale, że cokolwiek padło w rozmowie z Frankiem, będzie od jutra znane każdemu znajomkowi. Dawno już się tyle nie nakłamałem w kontakcie z drugim człowiekiem. Zastanowiłem się krótko, czy ten fałsz przyniesie jednak coś dobrego oprócz śmiechu, gdy plotka zatoczy koło i nabierze rozmachu? Zresztą co za różnica, przecież niebawem wyjadę.
Na dłużej zatrzymałem się przy rozważaniu, czy Tadek faktycznie przeleciał Agatę, a tym samym zrobił coś, przed czym wzbraniałem się całe życie – dla zasad, uczciwości, sąsiedzkiej kurtuazji, czy z braku wizji na związek. Kiedy złapałem Internet w sieć zasięgu, spróbowałem raz jeszcze odnaleźć ją w wiodących prym mediach społecznościowych, co nie przyniosło żadnego skutku.
Zdecydowałem się na powrót dopiero kiedy poczułem na skórze dziwnie zimny, przesiąknięty wilgocią wicher. Nie zwlekając, przebiegłem przez kładkę, bowiem chmury nad głową zgęstniały w sposób, który nie wróżył nic dobrego. Pod kładką nikt już się nie bawił. Popędzany błyskawicami, dobiegłem do asfaltu, gdy ...
... spadła przede mną pierwsza, całkiem spora kula gradu. Roztrzaskała się z impetem zrzuconego z wieżowca jabłka. Za nią, pośród strug ziębiącego deszczu, posypały się kolejne pociski.
Popędziłem w desperacji do najbliższego możliwego schronienia. Wbiegłem, co wtedy zdawało się być dobrym pomysłem, do niewielkiej szklarni. U wejścia zamarłem w bezruchu, ponieważ napotkałem Agatę. W bardzo nietypowych okolicznościach.
Naprawdę, zastygłem w miejscu.
Stała ledwie parę kroków ode mnie, zwrócona plecami do wejścia, z podwiniętą wysoko sukienką i nogą opartą na wysokim taborecie. Niepomna otoczenia, miejsca ani sytuacji, trzymała w drobnej dłoni dorodny okaz ogórka szklarniowego, z pomocą którego uprawiała namiętną masturbację. Raz za razem zapamiętale wpychała go w siebie, wydając ciche, nieartykułowane jęki.
Patrzyłem jak urzeczony na kształtny pośladek uginający się sprężyście pod pląsającym wytrwale przedramieniem. Ciężko pracowała na ten orgazm.
Gdyby otworzyła oczy, zobaczyłaby jak poliwęglanowe ścianki bohatersko odpierają nawałnicę lodowych grudek, wytrzymując napór wiatru jedynie dzięki mocnemu stelażowi. Szczerze wątpiłem, by potrafiła świadomie lekceważyć te niedogodności, czyli nie dostrzegła również mnie. Wciąż miałem szansę oszczędzić nam obojgu wstydu i pobiec do domu.
Odwróciłem się, stanąłem u wejścia jak spadochroniarz. Rozważałem wiele możliwości, ale szczerze – wolałem chronić durny łeb przed dwoma pięściami niż przed całą chmurą gradu ciskanego z ...