1. (Nie)dola autora


    Data: 10.01.2023, Kategorie: Klasycznie, wspomnienia, Masturbacja Autor: Pavo

    ... było moją winą, że sam miał zbyt małego fiuta by ją zaspokoić. Wiem, bo wspominała o tym nie raz.
    
    Musiałem jednak coś zrobić. Ale padłem ofiarą zasady, w myśl której im szybciej – tym gorzej. Pospiesznie napisałem następną książkę, a wyniki jej sprzedaży przypominały tendencję reprezentacji Polski w rankingu FIFA. W dół, w dół, w dół, coraz głębiej, ku coraz większej klęsce... Nic to, spłodziłem kolejne dzieło, ale przeszło ono bez jakiegokolwiek odzewu. Nie znalazło się nawet w największych księgarniach, co było ostatecznym wyznacznikiem klęski. Mój wydawca nie był zadowolony. W rozmowie stwierdził, że daje mi ostatnią szansę na napisanie bestsellera. Mam na to dwa lata, ale książka ma być na tip-top. W rozmowie użył jakieś trzydzieści razy słowa „kurwa” i raz „kurna”. Ale chyba się przejęzyczył, albo ja źle usłyszałem.
    
    Nie byłem w stanie sam już się utrzymywać. Wyjechałem ze stolicy. Wszak książkę można pisać w każdym miejscu, także w domu. No właśnie, dom... mama przyjęła mnie z otwartymi ramionami, co ostatecznie mnie zdołowało. Nie dlatego, że zawiodłem czy wróciłem na tarczy, o nie. Poczułem bowiem, że cały wyjazd, kilka lat z życia – tak naprawdę zostało z niego wyjęte. Wyjechałem mając nieco gotówki, wracałem jako prawie że bankrut. Sprzedaż książek spadała na łeb na szyję. Sinusoida doskonała. Od zero, przez jeden, do minus jeden, gdzie zdecydowanie się właśnie znajdowałem. Ot, wyjechałem, pobyłem, wróciłem. I na co mi to było? Pieniądze przerypałem, co ...
    ... przywiozłem z tej eskapady? Wspomnienia o spermie na twarzy?...
    
    Dom był jedyną rzeczą do której mogłem wrócić, a mama i siostra – jedynymi osobami. Nie miałem przyjaciół. O starych zapomniałem, gdy zacząłem osiągać sukcesy, a nowi zapomnieli o mnie, gdy przestałem osiągać sukcesy. Tkwiłem po uszy w gównie, a jedyną nadzieją na wyjście z niego była książka o romansie w klimatach przedwojennej Argentyny i para bohaterów, których najchętniej z miejsca uśmierciłbym w bardzo bolesny i nieprzyjemny sposób. Nic, tylko załamać ręce.
    
    - Synku, zupa ci wystygnie. Może pieprzu? Zawsze lubiłeś pikantne.
    
    Trzy, dwa, jeden. Bolesny powrót do rzeczywistości. Czułem się jak Adaś Miauczyński w Dniu świra. Zupa, zupa, zupa, powtarzałem w myślach, ale nie dałem tego po sobie poznać. Z uśmiechem na ustach sięgnąłem po pieprzniczkę. Nie zwykłem okazywać emocji.
    
    ***
    
    Następne dni były takie, do jakich się przyzwyczaiłem. Wstawałem rano, by wzbudzić w sobie poczucie, że istnieje jakieś Bardzo Ważne Zajęcie, któremu powinienem się oddać bez reszty, pisałem trochę, po czym ponownie wpadałem w objęcia Morfeusza. Za każdym razem obiecywałem sobie, że to tylko na chwilę, pięć minutek, po czym – oczywiście – budziłem się po dwóch, trzech godzinach, wściekły na siebie z powodu zmarnowanego czasu. Byłem kłębkiem nerwów, piłem hektolitry kawy i tylko wrodzona niechęć do papierosów sprawiła, że nie zacząłem palić.
    
    Aż wreszcie nadszedł czwartek. TEN czwartek. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że ...
«12...456...9»