Gra serc
Data: 10.01.2023,
Kategorie:
Lesbijki
Romantyczne
niemka,
praca,
miłość,
Autor: paty_128
... bardziej, że w razie czego byłam chroniona przez Janette. Niemka była wyżej w hierarchii halowej, niż koordynatorka. Gdy jeszcze byłam na porannej, nieraz słyszałam „nie pomagaj jej!”. Teraz mogli mnie cmoknąć. I resztę popołudniowej, która czasem razem pomagała Janette. I było pięknie, było normalnie.
Do zespołu dołączyła jeszcze jedna Niemka. Była tylko trzy dni, ale zdążyłam się nasłuchać o sobie od Janette. Wiecie, co czułam, gdy z uśmiechem i przyjaźnie opowiadała o moich rodzicach, o drugiej zmianie, a najwięcej o mnie? To mnie bardzo poruszyło. Musiałam się hamować, więc nie miałam łez w oczach.
–
– podsumowałam, niby w żartach.
Ukochana uważała mnie za silną fizycznie. Wołała mnie do pomocy przy zadaniach wymagających siły. Mnie. Nikogo innego. I nikogo też nie brałam do wsparcia, nawet „odganiałam” Janette.
Ach, no i nareszcie zapytałam ją o perfumy.
Dostała ode mnie kwiatka. W rozmowie wyszło kiedyś, że woli rośliny zielone, bo dłużej rosną i kwitną. Za jej wiedzą, kupiłam małego fikusa. Wniesiony od strony myjki, żadnych świadków. Wiedziała tylko ekipa, ale wtedy było nas pięć osób i to tylko zaufanych. Pracowałam również na moim ulubionym stanowisku, i gdy zobaczyłam, że zza zakrętu wyłania się postać Niemki, wystarczyło tylko powiedzieć:
–
By poczekać na Janette i nie zaliczyć „wpadki”, gdyby na przykład szedł brygadzista zmiany. Ucieszyła się bardzo. Nie wiem, czy bardziej z kwiatka, czy ze słów:
–
Dwa tygodnie później zaprosiła ...
... mnie do siebie. Do swojego mieszkania. Miałam spędzić z nią sobotnie popołudnie, bo jak twierdziła, dzieci pojechały na wycieczkę szkolną, a jej mąż pracował i potrzebowała jakiegoś towarzystwa, swobodnie z kimś porozmawiać. No tak, o tym też nie wspomniałam. Janette miała męża, Alex miał na imię. Nieraz opowiadała mi, że ma dosyć (patrz: wątek o żaleniu się), bo wszystko robi sama – zakupy, obiad, sprzątanie, gotowanie, wychowywanie dzieci. On podobno był międzynarodowym kierowcą, często nieobecnym w domu.
Znałam jej adres, mogłam dojechać trzema autobusami. Zaprzeczyła. To właśnie był jedyny warunek – ona po mnie przyjedzie i mnie również odwiezie. No dobrze.
Oczywiście, że się stresowałam! Może nie było tego po mnie widać, ale wewnątrz cała chodziłam. Nie umiałam tak „iść w gości” z pustymi rękami. Postawiłam na czekoladę.
Tysiące pytań, jedna odpowiedź: co ma być, to będzie. To mi zawsze jakoś pomagało.
Wiedziałam, jakim samochodem jeździła, więc nie było problemu, by ją wypatrzyć. Gdy jeszcze byłam na porannej zmianie, na światłach często stawaliśmy obok siebie. Później nasze drogi rozchodziły się. My w lewo, ona w prawo.
Poznałam jej dwa kocury. Sama kochałam koty, także w tym temacie się dopasowałyśmy. Oprócz tego, miałyśmy jeszcze podobny gust muzyczny. Nie przesadzam. Czasem włączała coś sobie na hali. W większości znałam te piosenki. Bardzo lubiła hiszpańskie. W sumie, to nie miałam nic przeciwko, to fajne i energiczne kawałki. No i przypominały mi ...