Na górze róże, na dole... na…
Data: 19.09.2019,
Kategorie:
Lesbijki
wampiryzm,
bez seksu,
humor,
genderfluid,
Autor: Mjishi
... chyba przewalić drzewo! – samo się odpowiada. W sumie całkiem trafnie.
Wywraca oczami. Oddycha rytmicznie. Ha! Wampirka, a też liczy sobie wdechy i wydechy na uspokojenie. Ciekawe co tam wcześniej liczyła…
— Próbowałam delikatniej – wypomina.
Rozluźniam się nieco. No ma rację. Próbowała. Ale to jej nie usprawiedliwia.
— Wsadziłaś mi rękę w spodnie i wgryzłaś się w szyję.
Ups. Niepotrzebnie poruszałam temat spodni. Teraz uśmiecha się prowokująco. Już widzę, jak ciśnie się jej na usta złośliwy komentarz.
— Byłam głodna – mówi jedynie. – A ty nie powinnaś niczego pamiętać. – Odwraca się do mnie plecami i zaczyna iść w głąb pokoju. – Poza tym, na początku jakoś nie oponowałaś… - dodaje nieco ciszej.
A jednak! Zasrana Pijawa!
— To było zanim zmasakrowałaś dwa pieski! – rzucam.
Eh… Pieski. Dobra nazwa na te dwie bestie.
Słyszę jej parsknięcie. Zatrzymuje się w przejściu do następnego pokoju. Opiera ramieniem o framugę i patrzy na mnie z założonymi rękami.
Dopiero teraz dociera do mnie, że cały pokój jest wypełniony książkami. Stylizowany na jakiś średniowieczny gabinet-bibliotekę, sufit ma dopiero na następnym piętrze. Widzę balustradę tego piętra.
Stare lampy, przyćmione światło, fotele obite bordową skórą ze złotymi okuciami. No kurka.
I te książki! Jedyny fragment ściany jest chyba za mną. Bo wszystkie inne są zastawione regałami. Ochbożu! Dajcie mi to wąchać!
— Pieski – parska. – A co twoim zdaniem miałam z nimi zrobić? – jej głos ...
... wyrywa mnie z moich bibliotecznych fantazji. Znów kieruję na nią wzrok.
Stoi tam, taka smukła, wysoka kobieta. O gęstych, czarnych włosach, ostrych rysach… No i tak jakoś przypominają mi się nieco i n n e biblioteczne fantazje...
– Czekać aż zagryzą mnie, a potem ciebie? – pyta cynicznie. – Czy może uciec i po prostu patrzeć jak zagryzają tylko ciebie?
Skubana. Nie pomaga mi tym cwaniackim spojrzeniem. Tą pewnością siebie.
— Na pewno mogłaś je tylko przestraszyć. Nie musiałaś ich od razu rozczłonkowywać! – próbuję przekonać. Siebie też.
Nie odpowiada od razu. No bo i po co? Lepiej powpatrywać się we mnie uporczywie. Przeciągnąć to. Dodać nieco napięcia. Pewnie.
Spoko. Poczekam sobie. Może poczytam?
Skoro nie odpowiada, to sięgam po pierwszą lepszą książkę z regału obok. Duża. Gruba. W języku, którego nawet nie potrafię zidentyfikować. I zaczynam przeglądać.
Dobra. Im dłużej tu siedzę, tym bardziej zapominam, że mam uciekać. Jeszcze tego brakowało. Wdawania się w dyskusję z tą podstępną pijawą. O nie!
Odkładam książkę i zerkam na nią.
— Dobra. Słuchaj – mówię. – Powiedzmy, że jesteśmy kwita. Niemal mnie nie zabiłaś, ale też uratowałaś. Dzięki. A teraz chcę już wracać. Więc… ja już sobie pójdę, okej? – powoli kieruję się znów do wyjścia. A przynajmniej tak mi się wydaje. – Nikomu nic nie powiem. No hard feelings, bro.*
— Nie mogę cię tak wypuścić – mówi. Całkiem spokojnie. I całkiem konspiracyjnie.
— A to dlaczego? – pytam. – Nawet jakby ktoś coś ...