Księżycowy króliczek, czyli wsadź se te…
Data: 20.09.2019,
Kategorie:
femdom,
BDSM
Anal
wulgaryzmy,
Autor: Agnessa Novvak
... właśnie w tym momencie zobaczyła przed sobą nie mechanika samochodowego, napinającego się dresiarza i stereotypowego pod każdym względem – włącznie z imieniem – sebiksa, lecz po prostu młodego mężczyznę, któremu najwyraźniej się spodobała? I który nijak nie potrafił sobie z tym poradzić? Ostatecznie – nie on pierwszy.
Przez chwilę zastanawiała się jeszcze, czy powinna stwarzać pozory nieprzystępnej. A może niezainteresowanej? Znudzonej? Dobrze wychowanej i jeszcze lepiej wykształconej, wymuskanej pannicy z dobrego domu, którą poniekąd zresztą była? Wyjątkowo krótką chwilę rozważała ów dylemat, po czym stwierdziła, że kiedy i gdzie miałaby zrzucić gorset pozorów, jeśli nie tutaj i teraz? Dlatego też bez śladu fałszywej skromności zamówiła największą kawę z największym ciastem i największą porcją lodów, po czym zabrała się za ich ostentacyjne wyżeranie. Bo lubiła. Bo miała chęć. Bo tak. Bo dzięki temu mogła sprawdzić reakcję na rzucane niby przypadkiem pociągłe spojrzenia, zdecydowanie nieprzyzwoite oblizywanie nie tylko warg, ale i widelczyka, oraz inne podobne przejawy bezczelnego podpuszczania.
Jednakże, mimo ewidentnej kokieterii, postanowiła pozostać całkowicie szczera i uczciwa. Odpowiadała rzeczowo na nawet najgłupsze i najbardziej niezręczne pytania, cierpliwie słuchała nudnawych wynurzeń o samochodach, przymykała oko na przechwałki. Oraz oczywiście bardzo uważnie analizowała wszystko, co usłyszała i zobaczyła.
Zanim dopiła ostatni łyk dawno przestygłej ...
... kawy, wybrała resztkę roztopionych lodów oraz ostatni okruszek z talerzyka, wiedziała już wystarczająco wiele. Może i miała przed sobą wytatuowanego drechola, którego zakapiorowatym fizysem można by z powodzeniem straszyć nie tylko dzieci. Może i napinał się, jakby wciągnął zdecydowanie za dużo i zdecydowanie nie tego proszku, co trzeba. Może pochodził ze środowiska, które od zawsze zalecano jej omijać jak najszerszym łukiem. Może i był, choć na pierwszy rzut wydawało się dokładnie odwrotnie, kilka lat młodszy od niej. Lecz mimo tego – a może właśnie dzięki temu? – w jednej kwestii był taki sam, jak i ona. Do bólu szczery i uczciwy.
Dlatego też nie odmówiła, gdy po paru dniach znów zadzwonił, tym razem już z prywatnego telefonu, i ponownie zaproponował spotkanie. Dla odmiany w kinie. Korzystając więc z bardziej swobodnego otoczenia, postanowiła ubrać się i uczesać zdecydowanie na sportowo. Nie przewidziała tylko jednego: że z tej okazji zapraszający pojawi się nie tylko z wielgachnym bukietem kwiatów, lecz i w garniturze. A przynajmniej czymś, co miało go w założeniu udawać, bo przypominało raczej komplet komunijny z pomocy dla powodzian, tyle że rozmiaru XXXL. W efekcie wyglądali razem, jakby osiedlowy bieda-gangus zaprosił rasową
na randkę do dyskoteki we wsiowej remizie.
Od tamtego momentu, gdy dostrzegli się przed kinowymi kasami i na swój widok ryknęli takim śmiechem, aż skonsternowani kolejkowicze odwrócili się zażenowani, wiedziała już, że to spotkanie było im ...