Księżycowy króliczek, czyli wsadź se te…
Data: 20.09.2019,
Kategorie:
femdom,
BDSM
Anal
wulgaryzmy,
Autor: Agnessa Novvak
... pisane. A nawet jeśli nie, to przynajmniej skorzysta z okazji i poużywa sobie w łóżku. Ostatecznie była dorosła, samowystarczalna pod względem finansowym oraz wolna. No i, co wcale nie było bez znaczenia, z facetem ze dwie głowy wyższym i trzy razy szerszym od niej samej nie bzykała się jeszcze nigdy.
Chociaż tego, jakim kochankiem miał okazać się Seba, nie mogła przewidzieć w najśmielszych nawet snach.
Ten sam Seba, który wciąż spał jak zabity, choć przecież nie starała się zachowywać specjalnie cicho. Weszła do sypialni wyziębiona do kości, z wilgotnymi od roztopionego śniegu włosami i ewidentnie pijana. Na dodatek od nadmiaru fajek zaczynała ją boleć głowa. Nie dbając nawet o tak podstawowe rzeczy jak umycie zębów, zawinęła się szczelnie w kołdrę i przymknęła zaczerwienione od zimna oraz dymu oczy. I choć wciąż nie mogła opędzić się od niewesołych myśli, zasnęła praktycznie od razu.
Mimo szczerych chęci nie mogła dłużej ignorować ani wyjątkowo złośliwie świecącego na jej twarz słońca, ani tym bardziej przeraźliwie tupiących na dachu wróbli. Na dodatek dobijał ją jeszcze kac moralny. Za samą próbę sięgnięcia po zawartość barku potrafiła dosłownie nakopać swojemu facetowi do dupy, gdy tymczasem sama cichaczem wciągnęła parę godzin wcześniej dobre pół flaszki łychy. Z wyjątkowo marnym zresztą skutkiem.
Nie zdziwiła się specjalnie, że nie zastała ukochanego w łóżku, jednak jego nieobecność z pozostałych pokojach na piętrze zaczęła już wzbudzać podejrzenia. ...
... Powlekła się więc na dół, z każdym pokonanym stopniem schodów przeklinając własną głupotę. Lecz także i salon, i kuchnia okazała się puste, prowokując tym samym do teorii spiskowych, podsycanych na dodatek przez pozostawioną na drzwiach lodówki kartkę.
– czytała wiadomość raz po razie, wyobrażając sobie za każdym kolejnym coraz większą orgietkę, jakiej miałby oddawać się autor. Jednak, żeby to wszystko ogarnąć, najpierw musiała doprowadzić się do stanu używalności. Choćby pozornej.
Dlatego też, podążając za żelazną zasadą „klin klinem”, dolała do wyciągniętej z lodówki maślanki porządny chlust tej samej rudej wódy na myszach, którą doprowadziła się do obecnego stanu. Po czym wychyliła całość duszkiem, otrząsnęła się i rozejrzała wciąż dość tępo po stole. Spoczywał na nim talerzyk z kanapkami, drugi z ciastem, a także serwetka, przykrywająca… no właśnie. Niewielki, lśniący chromem, zakończony połyskującym szkiełkiem przedmiot. Leżący na następnej karteczce, tym razem z napisem:
.
Dobrze, że nie trzymała szklanki w ręce, bo z wrażenia chyba by ją upuściła. Czego jak czego, ale takiego rozwoju sytuacji się nie spodziewała. Zdecydowanie i absolutnie nie. Tym bardziej że nie miała pojęcia, o której Seba może wrócić i z jakimi dalszymi planami. A może będzie od razu chciał, żeby…?
Walcząc dzielnie ze zbuntowanym żołądkiem, zmajstrowała sobie wyrób jajecznicopodobny, zagryzła go bułką z serem, popiła maślanką – tym razem już bez dodatków – oraz kawą o konsystencji oleju ...