Chcę więcej, kochanie (III)
Data: 28.03.2023,
Kategorie:
małżeństwo,
Brutalny sex
przygoda,
zazdrość,
Autor: Pablito
... wstępu. – Zamilknął i po chwili zastanowienia dodał z tajemniczą i poważną miną. – No tak. Politycy i hierarchowie. Czyli jednak tak, masz rację, kochanie. Trafiłaś w sedno. Mafia też. I to chyba ta najgorsza. Ale nie musisz się obawiać. Czytałaś Davida Morrela „Bractwo róży” – najlepiej było mu nawiązać do klasyku szpiegowskiej sagi, którą jego żona znała. – To miejsce jest traktowane trochę, jak sanktuarium. Na terenie nawet zwaśnione czerwone, czarne lub żółte rodziny nie wchodzą sobie w paradę. Tu się odpoczywa i robi interesy.
– Jasna cholera! Widzę, że dyskrecja jest tu traktowana poważnie – odparła spostrzegawczo wskazując na ciągnącą się za poboczem ceglaną, prawie trzymetrową ścianę z cegieł.
– Mur jest tylko w bardziej oficjalnej części – wyjaśnił. – Zresztą nie objechałem całego terenu. Jest zbyt duży. Nie miałem czasu, bo…
– Używałeś pięknych pań, tak? – przerwała mu. – I dlatego byłeś zajęty?
– Gadasz głupoty, dziewczyno – Rafał wyraźnie się zaniepokoił. Postanowił, że musi coś zrobić z tymi niekontrolowanymi napadami zazdrości – ja tu pracuję. To znaczy, nie tylko tu. Ale również tu.
– Co masz na myśli, kochanie? Co chcesz mi powiedzieć?
– To – zaczął wyjaśnienia, uważając na każde wypowiedziane słowo – że mój szef jest współwłaścicielem tego obiektu. Ma w nim sporo udziałów, które dają mu potężny zastrzyk gotówki. Plus znajomości i koneksje. Rozumiesz. Jak pracuję dla niego, siedzę w apartamencie i zarabiam pieniądze. Dla koncernu. Dla niego. ...
... I, oczywiście, dla nas.
Rafałowi wystarczył rzut oka, by zrozumieć, że się uspokoiła. Nie był pewien czy to za sprawą jego tłumaczenia, czy zachwytu, jaki wywołał na niej widok doskonale utrzymanych terenów zielonych, nasadzeń i przemyślanej organizacji architektury krajobrazu.
Tak naprawdę Klaudia już od przekroczenia bramy coraz słabiej słuchała męża, będąc zdecydowanie bardziej zafascynowana otoczeniem. Po minięciu głównej bramy wjechali na żwirowaną alejkę, obsadzoną wiekowymi dębami. Poskręcane konary wiły się nad jej głową dając prześwit błękitu nieba, migoczącego między gałęziami. Teren był wręcz ogromny, a przestrzeń trawników, klombów, alejek i skałek zachwycały doskonałą harmonią, która mogła zrodzić się wyłącznie w umyśle genialnego architekta przestrzeni. Ukształtowanie terenu nadawało falujący charakter dywanom traw, kwietnych łąk i ścieżek upstrzonych co rusz rzeźbami alpów, gryfów i zmysłowych nimf. Na tym rozpostartym terenie mnóstwo było zakamarków ukrytych za żywopłotami, zagajnikami lub płotami z białych desek. Cudowność miejsca oczarował ją. Zrozumiała, że każdy na jej miejscu mógłby z czystym sercem przyznać przed samym sobą, że odkrył swoje drugie miejsce na ziemi.
Alejka skręcała za wysokim na kilkanaście metrów ostańcem granitów i kierując się na południe otwierała widok na główny budynek hotelu. Hotelu lub, jak go określił Rafał – sanktuarium. Szpalery nasadzonych drzew o poskręcanych gałęziach nadawały wysypanemu rzecznym żwirem podjazdowi ...