Pogrzebywacz (I). Pośmiertny sen
Data: 16.06.2023,
Kategorie:
zombi,
santa muerte,
zakład pogrzebowy,
nieznajomy,
Autor: Man in black
... wydarzyło.
– To nie była emanacja – wyrzuciła z siebie. – To była pierdolona manifestacja.
Nagle wybuchli śmiechem. Ich głosy wypełniły całe pomieszczenie. Z oczu Wojtka popłynęły łzy. Po gwałtownej, nieco histerycznej, eksplozji radości równie nagle zapadła cisza. Przed nimi na stole leżały potwornie okaleczone zwłoki. Z resztek głowy nieboszczki wciąż spływała cienka strużka kleistej brei. Z rozłupanej czaszki wypadł kawałek kości. Na podłodze, pod okaleczonym ciałem, zebrała się duża ciemna plama, na którą składały się fragmenty mózgu, krew i ciemna maź. Makabryczny obraz. Roksana zwróciła papierosa Wojtkowi. Mężczyzna zaciągnął się głęboko, rozkoszując smakiem nikotyny. Dym zabijał nieprzyjemny odór.
– Posprzątam tutaj, jest pani wolna – zdecydował.
Odwróciła głowę w stronę szefa i po chwili wybuchli śmiechem po raz drugi. Sytuacja stawała się coraz bardziej surrealistyczna, jednak ich śmiech był już mniej histeryczny. Stanowił doskonały sposób na odreagowanie koszmaru, którego doświadczyli.
– Posprzątamy razem – Roksana odparła z pełną determinacją.
Wojtek przyniósł dwa wiadra, mopy, mnóstwo detergentów, kilka szmat i dwie pary żółtych, gumowych rękawic. Umieścił zwłoki w trumnie, którą od razu zamknął, po czym dwa razy upewniał się, że zrobił to właściwie. Odstawili ciało w najdalszy kąt sali. Zabrali się razem do pracy. Nie odzywali się do siebie. Wszelkie słowa były teraz zbędne. Samo zajęcie się czymś tak przyziemnym jak porządki pozwalało ...
... zebrać myśli, uspokoić się, ochłonąć i choć przez chwilę skupić na czymś przyziemnym.
Po godzinie nie pozostał ślad po makabrze. W pomieszczeniu panował porządek, w powietrzu unosił się ostry zapach środków czystości, a trumna stała pod ścianą, zamknięta. Opuścili pomieszczenie z ulgą. Wojtek na wszelki wypadek zamknął drzwi na klucz.
Roksana poszła wziąć prysznic. Od chwili, kiedy zaczęli sprzątać, nie odezwali się do siebie choćby słowem. Wojtek postanowił zaczekać na dziewczynę w gabinecie. Skorzystał z okazji i, żeby uspokoić nerwy, napił się koniaku. Najpierw upewnił się, że psycho-sonar przestał pracować. Tym razem pił prosto z butelki. Zdążył wypalić trzy papierosy, zanim dziewczyna zwolniła łazienkę. Stojąc pod prysznicem, zauważył kilka włosów tuż przy spływie wody. Normalnie odsunąłby się ze wstrętem, założył rękawiczki i sprzątnął znalezisko, ale coś w nim pękło. Zignorował nieporządek i pozwolił, żeby woda zmyła z niego maskę strachu.
Kiedy wrócił z łazienki, Roksana czekała na niego, ubrana w halkę, która ledwie zasłaniała fikuśne majtki. Zupełnie bezsensownie odnotował, że najwidoczniej dziewczyna posiada tylko tę jedną halkę. Nagie piersi majaczyły pod cienką, prześwitującą siateczką. Włosy spięła niedbale z tyłu głowy. W dłoni ściskała butelkę koniaku. Pociągnęła z gwinta, po czym przekazała szkło Wojtkowi. Odebrał je bez słowa. Napił się, nie spuszczając oczu z dziewczyny. Oddał butelkę, ale Roksana odstawiła ją na podłogę.
– Ja już dziękuję – ...