Pogrzebywacz (I). Pośmiertny sen
Data: 16.06.2023,
Kategorie:
zombi,
santa muerte,
zakład pogrzebowy,
nieznajomy,
Autor: Man in black
... niedowierzaniem w nienawistne oczy trupa, który zdawał się śledzić każdy ich ruch.
– Prześcieradło. – Wojtek wskazał palcem na stolik, przy którym stała dziewczyna.
Nie spuszczając wzroku ze zwłok, sięgnęła po omacku i podała Wojtkowi białą tkaninę. Mężczyzna zwinął ją w coś na kształt grubego sznura. Jak na komendę oboje zbliżyli się do katafalku.
Wszystko wskazywało, że trup nie miał dość sił, żeby się podnieść. W przeciwnym razie sytuacja uległaby błyskawicznej zmianie. Zatrzymali się na wysokości bioder trupa: Wojtek z lewej, Roksana z prawej. Padli na kolana, unieruchamiając w ten sposób ciało. Roksana podała Wojtkowi swoją końcówkę. Ten wykonał szybki węzeł, przytraczając zwłoki do ciężkiego stołu. Podnieśli się. Martwa kobieta wpatrywała się w Roksanę z pogardą. Wężowate spojrzenie trupa paraliżowało dziewczynę. Mroziło szpik w kościach.
Nagle usta nieboszczki otwarły się.
– Miej mnie w opiece, chudzino – rozległ się upiorny szept.
Wojtek spojrzał na Roksanę. Stała bez ruchu, cała sztywna, jak odlana z brązu. Na legginsach dziewczyny pojawiła się ciemna plama, która powiększała się coraz bardziej i bardziej. Mocz spływał jej po nogach, czego zdawała się nieświadoma. Wojtek wziął zamach pogrzebaczem i wyrżnął trupa w głowę. Chrupnęła kość czaszki. Uderzył jeszcze raz i z otwartej rany spłynęła na podłogę ciemna maź. Nie wytrzymał. Pogrzebacz wypadł mu z rąk. Mężczyzna osunął się na kolana i zwymiotował.
– Święta śmierć. – Widmowy, nieludzki szept ...
... był ledwie słyszalny, ale nie mniej upiorny.
Roksana złapała za pogrzebacz. Podniosła się i ze łzami w oczach zaczęła z furią uderzać trupa w głowę. Słychać było koszmarne dźwięki pękającej kości, mlaśnięcia i dyszenie dziewczyny, która atakowała trupa w amoku. Nie miała pojęcia, jak długo wszystko trwało. Uderzała raz po raz. Na oślep. Uspokoiła się dopiero, kiedy poczuła, że Wojtek ją obejmuje.
– Już dobrze – usłyszała męski głos dobiegający z oddali, jakby znajdował się na drugim końcu sali.
Pogrzebacz upadł z brzękiem na podłogę. Oboje zamarli. Spojrzeli z lękiem na nieboszczkę. Jej głowa, a raczej to, co z niej zostało, wyglądała jak nadgryzione jabłko. Ciemna breja wciąż ściekała strugami z otwartej czaszki i z nieprzyjemnym odgłosem uderzała o podłogę. Poszarpana dziura zionęła czernią. Cuchnąca maź zdążyła utworzyć kałużę. Na szczęście zwłoki nie poruszały się, oczy trupa pokryło bielmo. Nagle Roksana upadła na kolana i zwymiotowała.
Wojtek starał się, jak mógł, uporządkować chaos we własnej głowie. Widok, który się przed nim roztaczał, budził odrazę i przerażenie. Musiał się uspokoić. Usiadł na podłodze, nieco dalej od stołu. Plecy oparł o ścianę i sięgnął po camela. Trzasnęła zapalniczka. Wessał zachłannie dym i spojrzał na swoją dłoń, która drżała tak bardzo, że nie mógł utrzymać papierosa. Na szczęście tuż obok usiadła Roksana i wyjęła niedopałek spomiędzy drżących palców mężczyzny. Zaciągnęła się i spojrzała na Wojtka, wciąż nie dowierzając temu co się ...