Pasierbica, czyli nadal nic nie jest…
Data: 20.08.2023,
Kategorie:
Incest
kazirodztwo,
Lesbijki
rodzina,
wulgaryzmy,
Autor: Agnessa Novvak
... wspólną, wtuloną głęboko w moje objęcia córkę, naprzeciwko twojego przystrojonego świeżą wiązanką nagrobka.
Do końca dnia nie zamieniłam z Jagodą choćby słowa. Milcząco zjadłam kolację, umyłam się i równie cicho zanurzyłam w pościeli, naiwnie pragnąc odnaleźć pośród niej spokój. Niestety, z każdą godziną coraz bardziej wyczerpana, przez całą noc przewracałam się tylko z boku na bok, czekając bezowocnie na nadejście upragnionego snu. Chwilami miałam ochotę wstać, otworzyć okno i zacząć wyć, by za moment walczyć z przemożną chęcią wparowania do pokoju Jagody, obudzenia jej i zrobienia… Sama nie wiedziałam czego, bo moje plany kończyły się zawsze tylko na tym pierwszym kroku. Najwidoczniej w którymś momencie musiałam jednak ulec naporowi zmęczenia, bo kiedy wstałam, jej już nie było.
Korzystając z wolnego dnia snułam się po pustym mieszkaniu, próbując bez większych efektów ukoić zszargane nerwy. Ogarniały mnie coraz większe wątpliwości, sprowadzające się do jednego: jak dobrze znałam – lub raczej nie znałam – własną córkę? Co o niej wiedziałam, a czego nie? I czy powinnam dowiedzieć się więcej? A jeśli tak, to jak? I do czego będę zdolna się posunąć, by tę mądrość posiąść?
Zdawałam sobie w pełni sprawę, że robię jedno z najgorszych świństw, jakie matka może sprawić dorastającemu dziecku, ale nie byłam w stanie już dłużej czekać. Jagoda wielokrotnie wyganiała mnie ze swojego pokoju, zwłaszcza gdy sprzątanie z szybkiego odkurzania zamieniało się w gruntowne porządki, ...
... wymagające grzebania po meblach i przekopywania iście archeologicznych warstw zalegających na, za, pod i dokoła łóżka. Niemniej, wiedziałam co nieco o rozkładzie jej rzeczy, więc założyłam, że moje poszukiwania powinny skończyć się szybko i owocnie. Pamiętałam, że kiedyś, gdy była młodsza, prowadziła pamiętnik i pisywała przeróżne wiersze, opowiadania i inne formy literackie na różne szkolne konkursy. A skoro tak, miałam nadzieję znaleźć w nich… niby co? Prawdę objawioną, która oświeci mnie anielskim blaskiem i sprowadzi wszechobecne szczęście, dobrobyt, demokrację i konstytucję? Wolne żarty.
Po upływie pół godziny byłam bliska rezygnacji. Wynalazłam wyjątkowo skąpą – chociaż i tak dalece grzeczniejszą, niż niektóre moje fatałaszki – bieliznę, parę nieprzyzwoitych gazetek (że też jeszcze je wydawali?) i podręczną maszynkę ssąco-ciupciającą o zasilaniu bateryjnym, której postanowiłam nawet nie dotykać. Ale albo Jagoda nie prowadziła niczego choćby przypominającego zeszycik pełen zwierzeń, albo ukryła go w takim miejscu, że… Bo cóż mi jeszcze pozostało? Zerwać tapety? Odkręcić kaloryfer?
I wtedy przypomniałam sobie, że biurko miało jeszcze jedną szufladkę, jakby schowaną w drugiej, o której przeznaczeniu dość zażarcie dyskutowaliśmy w czasie jego skręcania. Czułam lodowaty, nieprzyjemnie lepki pot, spływający ciężkimi kroplami po plecach. Wzbierającą w żołądku ohydną, domagającą się uwolnienia żółć. Drżące z podniecenia, wstydu oraz mojej wielkiej, wielkiej winy palce. Lecz w ...