Kontener
Data: 10.10.2019,
Kategorie:
stara,
obsesja,
seksoholizm,
zbiorowy,
pies,
Autor: DwieZosie
... w pobliżu? No powiedz, ile naliczyłaś cipek, oprócz mojej i twojej?
Nieraz obserwowałam żenujące zachowania Anety. Jej umizgi względem chłopaków, niejednoznaczne gesty, uśmiechy, krotochwilne ruchy tłustego, podstarzałego ciała. Czerwieniłam się i wstydziłam za nią, zupełnie jakby była moją matką, taką zdziecinniałą, nieodpowiedzialną lunatyczką, cierpiącą na demencję albo zwykłe postradanie zmysłów. Miałam wrażenie, że wkrótce spotka ją jakiś przykry komentarz, po którym popadnie w rozpacz lub obrazi się na śmierć. A jednak byłam w błędzie.
2.
W drugim, może trzecim tygodniu jesieni do naszego blaszanego domu zaczął przyłazić Dima. Był to niski, dość cherlawy dziewiętnastolatek, który rzekomo uchodził za herszta całej ukraińskiej grupy. Aneta nazywała go „samcem alfa”, mówiła, że ma wrodzone umiejętności przywódcze, że chłopaki są w niego zapatrzeni.
Nie dostrzegałam niczego podobnego w czasie wspólnych prac w terenie, ale nie uważałam też, żeby miało to jakiekolwiek znaczenie, przynajmniej dla mnie.
Za jego pierwszą wizytą, moja koleżanka zdobyła się na minimum kulturalnej etykiety:
- Kochanie, posłuchaj, nie będziemy teraz grać w karty, ani plotkować. Zamierzamy sobie z Dimą trochę poćwierkać. Jeśli ci to przeszkadza, idź na spacer.
Spacerowałam więc. Robiłam to pierwszego, drugiego oraz trzeciego wieczora z rzędu. Za czwartym razem miałam już dość chłodu, deszczu, dziwnych spojrzeń przechodniów, a przede wszystkim wstrętnego poczucia podległości i ...
... wygnania.
Znaczący wkład w decyzję o zaprzestaniu dalszych samotnych wędrówek miały również psy. W mieście roiło się od bezdomnych kundli. Co więcej, przemierzanie ciasnych osiedlowych uliczek wiązało się z dotkliwym oszczekaniem przez sforę owczarków, dobermanów czy rottweilerów, strzegących swych domostw zza płota. Ja zaś od dłuższego czasu miałam fobię w tej kwestii. Bałam się groźnych zwierząt, a na psy reagowałam wręcz paniką.
Od pewnego momentu nie opuszczałam kontenera na czas ich godów, co tylko początkowo spotkało się z jakimkolwiek komentarzem:
- Chcesz sobie popatrzeć, dziecino? - drwiła.
Leżałam na swojej pryczy, odwrócona do nich plecami i czekałam cierpliwie, aż kochankowie, parzący się zaledwie kilkadziesiąt centymetrów ode mnie, zdołają wreszcie zaspokoić swoje żądze. Grałam zwykle w jakąś durną grę na telefonie i nie potrafiłam odróżnić wibracji aparatu od wstrząsów, które wywoływali oni sami.
Sprężynowy materac skrzypiał donośnie, blacha z naszego prowizorycznego domu wydawała głośne, metaliczne dźwięki. Aneta akompaniowała temu wszystkiemu, pokrzykując tubalnym, prawie męskim głosem. Prosiła o więcej i więcej. Dima charczał.
Przytłumiony jęk oraz następujący po nim odgłos cmoknięcia w policzek oznaczały koniec zabawy. Odprężonemu kochankowi nie były potrzebne żadne wymyślne czułości. Dawał niedbałego całusa na pożegnanie, po czym szybkimi ruchami zakładał ubrania i opuszczał barak.
Aneta mruczała wtedy z zadowoleniem, przy tym podnosiła z ...