1. Kontener


    Data: 10.10.2019, Kategorie: stara, obsesja, seksoholizm, zbiorowy, pies, Autor: DwieZosie

    ... już nie posiedziała.
    
    - Nie śledziłeś wiadomości? Straszne rzeczy nam teraz zarzucają.
    
    - Nic nie słyszałem. Zresztą i tak nie wymieniliby was z nazwiska.
    
    - Ale domyśliłbyś się przecież, że to o nas. To samo miasto, ta sama firma...
    
    - Na nic nie natrafiłem. Zresztą, mało teraz czytam w necie. No nic, pewnie wzmianka zakopała się pośród wielu innych, głośniejszych.
    
    - Pewnie tak...
    
    - Daj znać, jak będziesz się zbliżać do dworca. Podjadę tramwajem po Ciebie. W międzyczasie poszukam jakiegoś taniego noclegu.
    
    I tyle ze strony Olega. Żadnego „super”, „cieszę się”, „nareszcie cię zobaczę”. A zamiast tego nieustannie powtarzane „zresztą”, „zresztą” i „zresztą”.
    
    Zirytował mnie, ale postanowiłam się nie unosić. W gruncie rzeczy nie warto było analizować podobnych błahostek. Napisał sucho, bo i lubił być rzeczowy.
    
    Całą uwagę skupiłam na deszczowym krajobrazie za oknem. Mijałam paskudną polską prowincję, która do złudzenia przypominała tę naszą. Brakowało tylko grażdanki na szyldach sklepowych.
    
    Chaotyczna, nie pasująca do siebie zabudowa. Bogate domki jednorodzinne oddzielone wysokim płotem od jakichś biednych walących się chatek. Każdy budynek utrzymany w innym stylu. Każdy szczelnie odgrodzony i manifestujący swoją niezależność. W tle poharatane pola uprawne, smutne lasy, czasem jakieś wymarłe miasteczko z kebabem w roli świątyni. Gdzieniegdzie przeskoczy typowo rosyjskie blokowisko, potem zastąpi je zabytkowy, odpicowany kościół, zamek, złomowisko albo ...
    ... market Biedronka.
    
    Oglądane slajdy były przeważnie posępne, z natury przygnębiające, a jednak powodowały we mnie lekką ekscytację. Czułam się wolna.
    
    Nocą nie będę się męczyć od ciasnoty i nieprzyjemnych zapachów, zaś nazajutrz nie czekały mnie żadne obowiązki. Wiozłam ze sobą sporo pieniędzy, które wkrótce miałam spożytkować na budowę własnego gniazdka.
    
    Szybka analiza sytuacji nastrajała pozytywnie. Powoli zapominałam już o Anecie i jej małym haremiku, o zmasakrowanym Dimie czy o Krzysztofie, do którego ciągnęło mnie w chwili słabości.
    
    Pociąg wtoczył się do Szczecina tuż przed północą.
    
    Oleg był słowny, solidny, jak zawsze. Stał na peronie dokładnie w tym miejscu, w którym otwierały się drzwi od mojego wagonu.
    
    Zanim nachyliłam policzek do pocałunku, obrzuciłam go błyskawicznym, taksującym spojrzeniem. Wydawał się jakiś inny. Może chodziło o kilogramy, które zrzucił na budowie, mięśnie, jakie mu się rozrosły, a może o dziwny, nieznany mi błysk w oczach.
    
    Przytulił mnie, ale zrobił to w dość oficjalny sposób. Powiedział, że załatwił nocleg i zaprowadził w stronę przystanku tramwajowego.
    
    Jakieś pół godziny później znaleźliśmy się w smętnym robotniczym hostelu. Zmierził mnie fakt, że na każdym piętrze była tylko jedna, wspólna łazienka, co niewiele odbiegało od tego, co zostawiałam za sobą. Z kolei pokój wydawał się przytulny. Ciasny i biednie urządzony, za to cały dla mnie.
    
    Rzuciłam bagaże na podłogę. Zdjęłam kurtkę, a potem resztę ciuchów. Gdy zabrałam się ...
«12...394041...»