Debiutant
Data: 18.10.2019,
Kategorie:
szefowa,
BDSM
uwodzenie,
emigracja,
Autor: GreatLover
... biurowca Brix Company. Tak jak mówiono wam w waszych krajach...jakiekolwiek by one nie były... do waszych obowiązków należy wykonywanie wszystkich, powtarzam, WSZYSTKICH poleceń. Jeśli ktoś nie wie, jak wykonać dane zadanie czy jak obsłużyć maszynę, ma dzień, żeby się tego nauczyć, albo wylatuje... jasne? –
Nerwowo przełknąłem ślinę – nie spodziewałem się takich warunków współpracy, dlatego zerknąłem na Adama, który też miał nietęgą minę. Rozejrzałem się po brygadzie i nie zauważyłem, by większość zrozumiała słowa Szefa. Najwyraźniej brak zwrotu "suck my dick" uniemożliwił odpowiednią komunikację.
- Pracujecie w systemie zmianowym, podbijacie kartę w mojej budzie – wskazał ją niedbałym ruchem ręki – uprzedzam, nie toleruję cwaniaczków liczących na łatwą kasę z ubezpieczenia. Jeśli powiem, że robotnik samodzielnie przekroczył godziny pracy i zajście wynikło z przemęczenia, nie dostaje od nas nic, oprócz solidnego kopniaka w dupę na drogę powrotną...
Szef urwał swoją wypowiedź w połowie zdania, zdając sobie sprawę z tego, że dziewięćdziesiąt procent załogi nie rozumie jego słów. Wyrwał dokumenty z kieszeni i przejrzał je szybko
– Kurwa! Skąd wy jesteście?!
Jako że "kurwa!" w języku angielskim określone jest słowem "fuck!" nastąpiło długo oczekiwane połączenie intelektualne między kierownikiem a załogą. Z kilkudziesięciu gardeł wydarł się gardłowy, gruby śmiech. Smith przeleciał spojrzeniem po naszych twarzach i zatrzymał się na mnie i na Adamie.
- ...
... Rozumiecie, co do was mówię?
- Się rozumie, szefie – odpowiedziałem szybko, uprzedzając popis językowych możliwości Adama.
- Skąd jesteście?
- Z Polski, szefie
- Skąd?
- Z Polski. To jest...
- Gówno mnie to obchodzi. Robicie za tłumaczy dla brygady, dopóki nie ogarną co się do nich mówi
- Ale my nie gadać w innych językach! – wypalił bez ostrzeżenia Adam.
Smith zmierzył go uważnym spojrzeniem a potem spojrzał na mnie. Poczułem jak ze wstydu zapadłem się pod ziemię.
- Ty zostaniesz tłumaczem – powiedział do mnie Smith – i gówno mnie obchodzi, czy gadasz w ich językach.
Ekipa znów zarechotała, słysząc kolejne przekleństwo w ustach Szefa.
Tak zacząłem swój amerykański sen.
Chociaż praca nie należała do specjalnie wciągających wyglądała zupełnie inaczej niż ta, którą wykonywałem w Polsce – ci, którzy mają doświadczenie w tym temacie mogą mieć swoje wyobrażenia, które nijak nie miały się do tego, co wtedy robiłem. W USA nikt nie zna maksymy "czy się stoi, czy się leży..." szefowie znaczniej wolą teksty w stylu "czas to pieniądz" lub " konkurencja nie śpi". Korporacje dbają o swoje interesy, zwłaszcza takie, jakim było powstanie nowej siedziby i odpowiednio cisnęły swoich wykonawców o dotrzymanie terminów, co siłą rzeczy przełożyło się na nasze obowiązki – Smith nie tolerował obiboków i bez litości egzekwował wynik naszych prac – nie było dnia, by kogoś nie opierdolił z góry do dołu albo wywalił kogoś na bruk. W takiej sytuacji żaden z nas nie odważył się ...