Druga drzazga
Data: 20.10.2019,
Kategorie:
Zdrada
delikatnie,
dojrzewanie,
Autor: The Moon
... furię, tylko spokojnie tłumaczy sytuację. Udając, że to platoniczne uczucie, że seks nam nie wyszedł i go nie mamy symuluję, że jestem już wystarczająco zastraszony. Rozmawiamy około pół godziny. Nie jest tępakiem jak opisywała go ona, raczej trochę powolny w rozumowaniu, co kompensuje fanatyczną wiarą w swoją rację. Kończy rozmowę stwierdzeniem, że dziecko jest ważniejsze i nie będzie marnował na mnie czasu jeśli się natychmiast odpierdolę. Odchodzi nie oglądając się. Następną godzinę spędzam w bezruchu, bez emocji jakby spoza ciała obserwując gigantyczną falę rozpaczy zalewającą całe piękno, które wzrastało w nas od ponad pół roku.
***
- Do ciebie - trzeźwa od kilku miesięcy mama woła mnie do telefonu,
- Halo?
- Odwal się! Przestań! Nie rozumiesz, że walczę o swoją rodzinę?! - uderzenie w widełki przerywa połączenie jednak od razu rozpoznaję w słuchawce jej krzyk. Jeszcze chwilę słucham buczącego sygnału i również odkładam słuchawkę.
Dziesięć minut później sam odbieram telefon:
- Przepraszam, musiałam udawać, kocham cię i jestem załamana, zadzwonię jeszcz... - znowu uderzenie w widełki.
***
W połowie lipca udaje nam się długo porozmawiać, przez telefon. Nic się nie zmieniło między nami, rozmowa pełna ciepła. Jednak spotkania są wykluczone, mówi, że musi starać się wobec męża aby zachować rodzinę, że robi to dla swojej córeczki. Jej mąż rzeczywiście wiele wyśledził, w tym to, kim jestem, łącznie z adresem i numerem telefonu, ale nie jest już ...
... agresywny.
We wrześniu dzwoni on i opisuje sytuację, obwinia mnie, ona jest w tym czasie niedostępna, mówi, że zwariowała przeze mnie. Wiem, że to koniec. Dzwoni jeszcze kilka razy, sprawia wrażenie odpowiedzialnego i zatroskanego, w jakimś sensie traktuje mnie jak kogoś, kto może pomóc. Mam świadomość, że zniszczę to co ją tworzy, co tworzy jej subtelność i doskonałość, a w tym wszystkim ją samą, jeśli nie odpuszczę. Więc odpuszczam.
Aby przypieczętować ten stan rzeczy postanawiam zerżnąć przypadkowo poznaną kobietę, co ma miejsce następnego dnia. To pierwsza moja kobieta od przesilenia letniego, starsza ode mnie chyba dwukrotnie, ale atrakcyjna, ponętna, wysportowana, z wydatnym, sterczącym biustem, dobrze utrzymana. Gdy opuszczam jej ogromne, pełne dzieci mieszkanie nie zdradzając nawet swojego imienia, jest upojona rozkoszą, taktowną rozmową, wielokrotnie zaspokojona i pewna, że teraz tak zawsze będzie. Nigdy tam jednak nie wracam.
***
Na święta dostaję pustą kartkę, usilnie wybraną jako najbardziej tandetna, wymiętą, znaczy wyzdrowiała, ale pamięta. Tracę ją jak sądzę na zawsze. Definitywnie. Cały czas ją kocham i ta miłość nie umiera, tworzy mnie tak jak tworzyła wcześniej, nie wymaga, nie żąda swego. Nie muszę jej mieć, żeby kochać. Ale miłość zachowam.
Dużo później, wiosną, podczas ostatniej rozmowy telefonicznej, moja ukochana potwierdza jego wersję, załamanie nerwowe, urojona ciąża i depresja, utrata wagi, psychiatryk, rurka, neuroleptyki. W końcu stabilizacja ...