Pasierbica, czyli nic nie jest takie,…
Data: 28.01.2024,
Kategorie:
Incest
kazirodztwo,
wulgaryzmy,
Lesbijki
rodzina,
Autor: Agnessa Novvak
... odetchnęłam głęboko przyjemnie ciepłym, wysyconym aromatem późnowiosennego kwiecia powietrzem, starając się choćby przez krótką chwilę ignorować wszelkie możliwe i niemożliwe problemy. Wiem, że na filmach takie sytuacje rozwiązują się zwykle inaczej, ale to nie był film. Tym bardziej pornograficzny, w którym ludzie ściągali (a im mniej powinni, tym zwykle chętniej zdejmowali) majtki bez najmniejszego nawet pretekstu. To było moje własne, walące się w gruzy życie. Czy raczej żałosne resztki gruzów, które mi jeszcze z owego życia pozostały.
Spojrzałam z rezygnacją na własne, zniekształcone odbicie w niedomytej szybie. Byłam w gruncie rzeczy niespecjalnie wykształconą, wcale nie superatrakcyjną i, mimo usilnych starań wielu, nie do końca kurwa mać kulturalną, zbliżającą się do trzydziestki, kobietą. Chodzącą do całkiem przeciętnej pod względem ambicji, poczucia spełnienia zawodowego, jak i zarobków pracy. Może i pozwalającej na opłacenie rachunków i zapełnienie lodówki czy szafy, ale niewiele ponadto. Której absolutnie nieprzewidziany, ale przecież ostatecznie pokochany całym sercem mąż, z górą rok wcześniej legł złożony snem wiecznym, a córka, którą po sobie zostawił, zamiast choćby udawać miłe i grzeczne dziecko, wyrosła na kryptolesbijkę. Zakochaną w macosze. Czyli we mnie. No zajebiście, że ja pierdolę.
Już nawet wyzywać nie miałam ochoty.
Wiem, że powinnam zapalić ci znicz, ale wyjątkowo dziś porywiste podmuchy tak skutecznie mi to uniemożliwiają, że za chwilę ...
... użyję słów wybitnie nieparlamentarnych. Ale nadrobię to następnym razem, obiecuję. Tylko proszę, nie bądź na mnie zły! Nie wiń, że spieprzyłam dosłownie wszystko, co tylko mogłam spieprzyć! Staram się, jak tylko potrafię, odgrywając przed całym światem silną, dzielną kobietę, która pomimo przeciwności losu zawsze daje sobie radę. Nie, nie daje. I naprawdę ani nie chce, ani ty bardziej nie potrafi, być już dłużej sama.
Nie musisz mi przypominać, sama dobrze wiem: jestem nie dość, że słaba, to jeszcze głupia. Chociaż doskonale pamiętam, co mi mówiłeś, znowu cię nie posłuchałam. A powtarzałeś wielokrotnie, jak jakąś mantrę, tym częściej, im szybciej błyskawicznie postępujący, wykryty w o wiele za późnym stadium, kurwa jego mać pierdolony nowotwór, bezlitośnie zżerał twoje więdnące w oczach ciało. Wbijałeś mi dzień w dzień do głowy, że nie mogę się poddać. Jestem przecież młoda, piękna, pełna życia, a świat nie kończy się tylko na takim (jak sam siebie nazywałeś) starym, chorowitym pryku jak ty.
I muszę – zgadza się, nie raz powiedziałeś „muszę” – znaleźć sobie kogoś, kto pokocha mnie tak, jak na to zasługuję i kogo ja pokocham całym sercem. A jeśli możesz poprosić – a o to z kolei zawsze tylko prosiłeś, nigdy nie używając słów choć trochę przypominających rozkaz – żebyśmy oboje kochali Jagodę.
Tylko ani ty, ani tym bardziej ja, nie przewidzieliśmy, że ona już mnie kochała. Od paru dobrych lat i znacznie silniej, niż mogłabym przypuszczać, a przede wszystkim nie w taki ...