Pasierbica, czyli nic nie jest takie,…
Data: 28.01.2024,
Kategorie:
Incest
kazirodztwo,
wulgaryzmy,
Lesbijki
rodzina,
Autor: Agnessa Novvak
... słusznie. Bo sprowadzenie naszych relacji do układu „dziecko męża z pierwszego małżeństwa kontra jego nowa, młodsza żona” byłoby zdecydowanie zbyt daleko idącym uproszczeniem. To nie tak, że Tadeusz z Jagodą wzięli się w moim (albo ja w ich) życiu znikąd i szast-prast, zostaliśmy rodziną. O nie, nie. Jego kojarzyłam, jako znajomego ojca, od kiedy pamiętałam. Fakt, nie był może wyjątkowo bliskim przyjacielem domu, ale zawsze kręcił się w gdzieś w drugim, czy trzecim tle.
Poznałam nawet jego ówczesną – która niedługo potem zamieniła się w byłą, ale wówczas nie mogłam tego w żaden sposób przewidzieć – żonę, czyli matkę Jagody. Kobietę tyleż elegancką i ułożoną, co wiecznie nadąsaną, jakby niezadowoloną z absolutnie wszystkiego, włącznie z kolorem lakieru, który przecież sama wybrała, na własnych paznokciach. Nie interesowało mnie wtedy za bardzo, dlaczego i w jaki sposób się rozstali, ale od tego momentu losy moje, Tadeusza i Jagody w dość dziwny, żeby nie powiedzieć niespotykany, sposób się ze sobą splotły. On jeździł w niekończące się delegacje, starając się związać koniec z końcem po rozwodzie, ona nie była jeszcze na tyle duża, żeby mogła bezpiecznie urzędować sama w domu przez kilka dni z rzędu, a ja zostałam trochę z przypadku, a trochę konieczności załatania swojego dziurawego budżetu, jej opiekunką. Przyprowadzałam ją z późnych zajęć, przygotowywałam obiad, pilnowałam, żeby ogarnęła lekcje i tak dalej.
Bo chociaż może zabrzmi to kontrowersyjnie, przyznam ...
... otwarcie, że zwłaszcza z początku nie robiłam za babysitterkę z czystego altruizmu i dobroci serca. Tadeusz od razu zapowiedział, że będzie mi płacił tak, jak każdej innej pomocy domowej, opiekunce, czy jakkolwiek chciałam być nazywana. Poza tym z jego mieszkania miałam znacznie bliżej na uczelnię, której skończenie było wówczas, o naiwności, moim najważniejszym życiowym celem. Więc z czasem praktycznie zaanektowałam jeden z pokoi, jakby był moim własnym i do którego uciekałam, kiedy tylko czułam potrzebę pobycia poza rodzinnym gniazdkiem. I ciągnęła się ta osobliwa telenowela… dwa lata? Jak nie lepiej? W których czasie uczyłam się i dorabiałam, popijałam i trzeźwiałam, kochałam i rzucałam, mieszkając w zasadzie na dwa domy. I coraz mocniej zżywałam się zarówno z Jagodą, jak i jej ojcem.
I w tym momencie spieszę wyjaśnić pewną pozorną nieścisłość: w jaki niby sposób ja chodziłam na studia, a Jagoda do podstawówki? Ano taki, przez który nasza relacja od początku była najbardziej zbliżona do tej, która powstaje między dwiema albo kuzynkami, albo bardzo bliskimi przyjaciółkami. Z których starsza obserwuje dorastanie młodszej, bawi się z nią, uczy i powoli wprowadza w świat, jednocześnie starając się zawsze służyć radą i pomocą. Obserwuje, jak dojrzewa, zmienia się fizycznie oraz psychicznie i z małej dziewczynki staje nastolatką. Bo różnica wieku między nami wynosi, jakby nie liczyć, mniej niż dziesięć lat.
A co w tym wszystkim robił sam Tadeusz? To, że pewnego dnia, gdy już ...