1. Blanka, cz. 6.


    Data: 24.02.2024, Kategorie: Brutalny sex Autor: Tomnick

    ... ale bardzo poszukiwane. Czasami można było kupić w komisach.
    
    Kiedy wyjeżdżałam do klientów, to jednocześnie tak umawiałam terminy, żeby trafić na wyprzedaże: letnią lub zimową. Dzięki temu zawsze udawało mi się kupić trochę markowych rzeczy za niższe ceny. Zresztą, zawsze było do kupienia coś przecenionego i markowego. W kraju przywiezioną odzież, firmowe dresy i sportowe buty sprzedawałam ze sporym zyskiem i to wręcz „od ręki”. Nawet nie musiałam chodzić na rynek. Zdarzały się sytuacje, chociaż brzmi to anegdotycznie, że niecierpliwy klient czekał na dworcu, żeby zapłacić i odebrać zamówione adidasy.
    
    W trakcie oglądania odzieży w domu towarowym potrącił mnie jakiś szpakowaty mężczyzna. Wypadła mi torebka, byłam w szpilkach, więc prawie upadłam. Podtrzymał mnie w ostatniej chwili.
    
    – Najmocniej panią przepraszam – wyglądał na zdeprymowanego sytuacją, jaką wywołał. – To moja wina. Proszę pozwolić sobie pomóc.
    
    – Dałam się potrącić starszemu facetowi. Emeryt mnie „znokautował” – tak myślałam o zdarzeniu. Byłam wściekła, bo zrobiłam z siebie widowisko i jeszcze lekko skręciłam nogę. Na szczęście nie puchła, ale bolała. Sporo osób przyglądało się scence z moim udziałem.
    
    Mężczyzna nie przestawał mnie przepraszać. Pomógł pozbierać torebkę i reklamówkę z drobnymi zakupami ze sklepu spożywczego. Nie podniosłam głowy, nie rozglądałam się, bo czułam wzrok ludzie na plecach:
    
    – I to przy takiej widowni – jęknęłam w duchu. – Do pełni ‘szczęścia’ brakuje, żeby koleżanki ...
    ... mnie zobaczyły.
    
    Wyszliśmy z domu towarowego i mężczyzna, speszony zdarzeniem, podprowadził mnie do kawiarni:
    
    – Pani wybaczy, ale zwykle w sposób mniej gwałtowny udaje mi się zwrócić uwagę atrakcyjnej kobiety. Może chociaż zrewanżuję się zaproszeniem do kawiarni, a pani ochłonie przy kawie?
    
    *
    
    Usiedliśmy, bo musiałam usiąść. Noga za bardzo bolała. Wysłuchał mojego zamówienia. W końcu podeszła kelnerka. Głośno rozważaliśmy zamówienie. Była lekko odpychająca, spieszyła się.
    
    – Inni klienci czekają – burknęła.
    
    Z uśmiechem złożył zamówienie. Zignorowała jego uprzejmość i kiedy odchodziła, z pogodnym uśmiechem, przepraszając za nachalność, zatrzymał ją i jeszcze uzupełnił zamówienie. Nadal była odporna na jego uprzejmość. On udawał, że nie widzi jej irytacji.
    
    – Urocza ta kelnerka, prawda? – zapytał mnie z tym samym pogodnym uśmiechem, kiedy już odeszła, a on przestał oglądać się za nią. Nie byłam zazdrosna.
    
    Ochłonęłam i dopiero przyjrzałam się uważnie mężczyźnie. Na pewno miał więcej niż czterdzieści lat. Może nawet pięćdziesiąt. Szpakowaty, szczupły, zadbany. Nie był typem sportowca, raczej większą uwagę zwracał na swój wygląd niż muskulaturę. Od razu zauważyłam, że marynarka była szyta na miarę. Sweterek, koszula i spodnie były zagraniczne. Rzeczy dobrane kolorystycznie, stonowane, dobrej jakości. Ich właściciel miał dobry gust.
    
    Zaczęliśmy rozmawiać. W trakcie rozmowy przedstawił się imieniem:
    
    – Jerzy.
    
    – Zofia – z miłym uśmiechem zrewanżowałam się ...
«12...5678»