Dzikie bestie. Leksykon
Data: 22.01.2020,
Kategorie:
masochizm,
patologia,
kazirodztwo,
obsesja,
zboczenie,
Autor: DwieZosie
... się w tobie zakochać – rzuciła z roztargnieniem, wciąż przegrzebując torebkę.
Słysząc te słowa, poczułam wibracje w dolnej części ciała, ale dokładnie wtedy pod klatkę podjechał jakiś czerwony polonez, który momentalnie zburzył całą atmosferę. Oderwałam się od przyjaciółki i stanęłam z boku.
Z miejsca pasażera wysiadł Filip. Ruszył w naszą stronę męskim, ostentacyjnym chodem, z szeroko rozstawionymi ramionami. Miał na sobie świecące dresy, które wyglądały na świeżo zakupione. Zaskakujący był jego wygląd oraz sytuacja, w jakiej dochodziło do spotkania. Jednak jeszcze mocniej podział na mnie widok kierowcy, który go tutaj przywiózł.
Przygarbiony, wielgachny facet w skórzanej kurtce przez chwilę łypał na mnie groźnymi oczami, po czym szybko odjechał. Rozpoznałam w nim jednego z tych drabów, flirtujących z barmanką w ulubionej spelunie Justyny. Tego samego, który przed kilkoma dniami płaszczył się przed Borysem, jak przed samym carem.
Poczułam niepokój.
- Cześć, ciocia – rzucił Filip, idąc w stronę drzwi. - Cześć, mama – dodał po sekundzie.
Justyna zatrzymała go gestem otwartych ramion.
- Filipku, aleś ty wyrósł! - zachwyciła się, chyba całkiem szczerze. - Ledwo cię poznałam.
Chłopak podszedł bliżej i dał się wyściskać Justynie. Ja natomiast wciąż stałam na uboczu, nie wiedząc co począć z własnymi rękami. Odruchowo próbowałam je wepchnąć w kieszenie, lecz przecież nie miałam na sobie dżinsów, do których przywykłam.
- Mama spędzi noc poza domem, ...
... masz wolną chatę – wyszeptała mu na ucho, ale zrobiła to na tyle głośno, bym mogła posłyszeć każde słowo.
- Będziesz grzeczny, prawda? - dopowiedziała.
Zaczęłam czuć poirytowanie. Justyna bawiła się w dobrą ciotkę, choć wiedziała, jak wiele zła skrywała głowa mojego niedorosłego syna.
Filip poszedł do domu, a my w milczeniu ruszyłyśmy dalej. Byłam zła. Nie rezygnowałam z obranego kierunku oraz cichej obietnicy seksu, a jednak wszelkie wzniosłe uczucia uległy zamrożeniu.
Stałyśmy przez dłuższą chwilę na korytarzu, ponieważ zamek w drzwiach był mocno rozklekotany i nie dawał się otworzyć. Justyna do znudzenia wkładała i wyjmowała klucz, a za każdym razem próbowała innej techniki. Raz powolutku, raz szybko. Z pewną obojętnością patrzyłam na jej zniecierpliwione, roztrzęsione ręce, po cichu rozważając nagły odwrót.
Gdy w końcu weszliśmy do środka, Justyna z miejsca rzuciła się do moich ust, a ja zapomniałam o wszelkich niesnaskach.
Kochałyśmy się równie namiętnie, jak wczoraj, z tą różnicą, że orgazmy były obustronne. Palcowałyśmy się wzajemnie, całowaliśmy. Tarłyśmy o siebie, masowałyśmy piersi, ssałyśmy sutki. Wykorzystałyśmy bodaj cały znany nam zasób technik, zarezerwowanych dla kobiecej miłości.
Trwało to grubo ponad godzinę, choć odnosiłam wrażenie, że w tym seksualnym zapamiętaniu zaginęłyśmy na całą noc.
Pies był dużo spokojniejszy, nawet nie trzeba go było więzić w kuchni. Siedział w kącie salonu i podglądał tę przedziwną żeńską gimnastykę. Chyba ...