Dzikie bestie. Leksykon
Data: 22.01.2020,
Kategorie:
masochizm,
patologia,
kazirodztwo,
obsesja,
zboczenie,
Autor: DwieZosie
... ostatecznie przyjął do wiadomości, że żadna z nas nie da mu się pokryć.
Po raz pierwszy w życiu wykonałam minetę. Justyna wiła się, jak ranna kobra, jęczała i zalewała moje usta śluzem.
- Ja też bym cię teraz chętnie ugryzła... - wystękała na koniec.
8. Wstręt.
W ciągu nocy gziłyśmy się jeszcze dwukrotnie, jakby wciąż nie mogąc nasycić się swoimi ciałami. Zaraz po ostatnim szczytowaniu, przylgnęłyśmy do siebie ciasno. Współdzieliłyśmy przyspieszone tętno, szalony rytm serca i dysharmonię płuc.
- Czy my jesteśmy lesbijkami czy tylko rzucamy sobie koło ratunkowe? - wysapałam.
- Nie wiem – odpowiedziała szczerze – W każdym razie jesteś moją pierwszą.
Pocałowałam ją, nie kryjąc wzruszenia. To wyznanie wystarczało mi za wszelkie czułe słówka.
- A tobie czemu tak bardzo się to podoba? - zagaiła prowokacyjnie – Czyżbyś miała kiepskie relacje z ojcem? A może matka cię nie doceniała?
Nie podejmowałam tego wątku. Choć kusiło mnie, by podzielić się całym szlamem rodzinnych doświadczeń, opisać przeżyte upokorzenia, to jednak uznałam, że takie zwierzenia lepiej będzie odłożyć w czasie. Albo porzucić ten fragment wspomnień i nigdy do niego nie wracać, tak jak zrobiono to z nieszczelnym Czarnobylem. Szybko zmieniłam temat, sprowadzając naszą rozmowę na błahy, senny tor.
Justyna dobrze odczytała moje intencje i postanowiła odkręcić sprawę:
- Wybacz... - szepnęła. - Ja również nie lubię mówić o moim dzieciństwie. Chyba trochę nas łączy, Alinko.
Kolejny ...
... dzień na bazarze był dla mnie katorgą. Czas dłużył się okropnie, a klienci konkurowali ze sobą o pierwszeństwo w upierdliwości i głupocie. Wszyscy ludzie byli szarzy, brzydcy, błądzący po alejkach, jak somnambulicy. Tylko jedna Justyna miała w sobie życie. Pocieszał mnie jej widok, a zarazem nieustannie podniecał. Działo się ze mną coś dziwnego. W moim życiu seks nigdy nie stanowił obsesji, natomiast obecnie było mi do tego coraz bliżej.
Nigdzie nie widziałam Borysa. Nie było go ani przy moim stoisku, ani przy żadnym innym, co przyjmowałam z radością. Być może wpadł w cug albo zdychał na gigancie. Żywiłam się również nadzieją, że postawił krzyżyk na naszej relacji. Kto wie, może przeleciał jakąś inną pracownicę i poczuł się wolny od urojonej miłości.
Kiedy piłyśmy kawę, poczynałam sobie coraz śmielej z okazywaniem uczuć w miejscu publicznym. Łapałam ją za rękę, raz po raz całowałam w szyję, policzek lub wsuwałam język do ucha. Opanowałam się dopiero wtedy, gdy przydybała nas jakaś leciwa staruszka.
- A wasze chłopy na wojnę poszli, czy co? - zrugała nas oburzonym głosem.
8. b.
Justyna zamknęła kramik w połowie dnia, bo przypomniała sobie o psie, którego rano nie wyprowadziła. W odróżnieniu ode mnie, pracowała kiedy tylko miała ochotę. Sama sobie była szefową.
Błagałam, żeby wróciła jak najprędzej, zaś Justyna poleciła mi obmyślać scenariusz wieczoru.
- Tylko żadnych dalekich wyjazdów! O Hiszpanii nadal marzę, ale nie mam teraz odpowiednich funduszy – ...