-
Dzikie bestie. Leksykon
Data: 22.01.2020, Kategorie: masochizm, patologia, kazirodztwo, obsesja, zboczenie, Autor: DwieZosie
... jeszcze zażyć kąpieli, chociażby opłukać spocone ciało pod prysznicem, ale wobec kogoś tak świńskiego jak Borys wszelkie dobre obyczaje traciły na wartości. Mój właściciel był chodzącym brudem, i to pod każdym, nie tylko metaforycznym względem. Nie zasługiwał na żadne starania, skoro też nie umiałby ich docenić. Stałam w miejscu i uważnie nasłuchiwałam. Przez chwilę dochodziły do mnie brzęki szklanek i butelek, szelest wzburzonych alkoholowych strumyczków oraz głośne westchnienia, pełne orgiastycznej, pijackiej przyjemności. Potem wszelkie odgłosy zanikły. Odczekałam jakieś kilkanaście minut, po czym ruszyłam na palcach w głąb mieszkania. Zakradłam się bezszelestnie do salonu, by sprawdzić czy rzeczywiście miałam już na dzisiaj spokój z Borysem. Siedział na kanapie, z głową zwieszoną ku brzuchowi. Pochrapywał i ślinił się obficie. Tego rodzaju widok zwykle sprawiał mi wielką ulgę, lecz tym razem było dokładnie na odwrót. W jego zwiotczałym ręku połyskiwał pistolet. Czy sięgnął po niego, by mnie zabić? A może chodziła mu po głowie jakaś brudna erotyczna gra z udziałem broni? Tak czy inaczej, nie zwiastowało to niczego dobrego. Niewiele myśląc, zerwałam się do ucieczki, jakby w obawie, że mógłby wystrzelić przez sen. Wybiegłam przed dom i pognałam prosto do czerwonego poloneza, którym Jurij nie zdążył jeszcze odjechać. - Co robisz, idiotko! - oburzył się ochroniarz, wytrzeszczając szeroko oczy. Wskoczyłam na tylne siedzenie, zatrzasnęłam drzwi, a ...
... następnie momentalnie skuliłam się w kłębek, przytykając kolana do swojej głowy. Jurij śledził każdy mój ruch skonsternowanym, bezradnym spojrzeniem. Zupełnie nie przypominał siebie. Dopiero w tej chwili dotarło do mnie, że byłam naga. - Jedźmy! – krzyknęłam – Szybko! Kierowca milczał przez dłuższą chwilę. Ewidentnie nie rozumiał sytuacji, ani nie wiedział w jaki sposób powinien się zachować. Pokrzykiwałam na niego, żądałam, by natychmiast ruszał przed siebie. Nie przebierałam w słowach, a przy tym machałam rękami, niczym rozhisteryzowany zbieg z oddziału zamkniętego. W końcu przestał posyłać mi tępe, zadziwione spojrzenie i odzyskał trzeźwość umysłu. Zdjął z siebie skórzaną kurtkę i zarzucił ją na moje plecy. Skóra była na tyle wielka, że zakryła całość golizny. - Co się stało? - zapytał cicho. - Chciał mnie odstrzelić – odparowałam roztrzęsionym tonem. Jurij westchnął głośno. Po jego twarzy przebiegło coś w rodzaju ironicznego uśmiechu. - To już nie chcesz umierać? - zadrwił. - Poczekaj tu – dodał po sekundzie. Ku mojemu przerażeniu, wysiadł z auta i powędrował w stronę willi. Pod jego nieobecność wpatrywałam się w kluczyki, które pozostawił w stacyjce. Rozważałam możliwość kradzieży auta, jakiegoś szaleńczego, dalekiego wyjazdu do miejsca, gdzie nikt mnie nie rozpozna, ani nie odnajdzie. Natychmiastowej ucieczki, takiej, jaką już raz przeżyłam z Olegiem. Szybko jednak odegnałam od siebie tę myśl. Wiedziałam, że nie dałabym rady uciec. Cierpiałam ...