Dzikie bestie. Leksykon
Data: 22.01.2020,
Kategorie:
masochizm,
patologia,
kazirodztwo,
obsesja,
zboczenie,
Autor: DwieZosie
... czemu w ogóle o tym myślałam.
Próbowałam przegnać niepokój, jaki na nowo we mnie wstępował. Przegryzałam coś, popijałam wodę, drapałam się po podrażnionym kroczu, którego wciąż nie chciało mi się przemyć. Padałam na łóżko, wstawałam, znowu padałam.
Odkręcałam wodę w wannie, lecz zamiast zażywać kąpieli, gapiłam się tępo na rozszalały strumień.
Wędrowałam bez celu po mieszkaniu, zaglądając w każdy kąt.
Mimochodem odnalazłam karton z kasetami Olega. Leżał w pokoju Filipa, wciśnięty głęboko pod łóżko. Czyli to z tego źródła syn czerpał inspirację do nieustannego napływu erotycznych fascynacji.
Z nudów odpaliłam jedną z taśm. Już sama rozedrgana rozbiegówka przywołała wspomnienie o mężu. Na ekranie zamajaczyła starszawa kobieta o obfitych kształtach. Bredziła coś po niemiecku, gapiąc się prosto w obiektyw. Stroiła przy tym głupie, prowokacyjne miny, które upodabniały ją do dojnej krowy. Niedługo później w kadrze zameldował się muskularny młodzieniec ubrany w robotniczy kombinezon. Wymachiwał kluczem francuskim, uśmiechał się sprośnie. Wyłączyłam magnetowid, zanim zdążył wyciągnąć penisa.
Chcąc nie chcąc, znałam ten film. Ze zgrozą przypomniałam sobie, że to w trakcie emisji tego pornosa, Oleg dokonał na mnie brutalnego gwałtu. Nie pierwszego, nie ostatniego, lecz zdecydowanie szczególnego, bo to właśnie wtedy zaszłam w ciążę.
Pokłóciliśmy się o jakąś pierdołę, niewykluczone, że o coś związanego z filmem, na przykład moją krytyczną uwagę względem bohatera ...
... albo bohaterki. Oleg wydarł się na mnie, na co ja odpowiedziałam tym samym. Chwilę później leżałam na materacu. Mąż lał na odlew ciężką dłonią. Maltretował twarz i piersi, podduszał, a jednocześnie brał mnie zamaszystymi, wściekłymi pchnięciami. Im mocniej bił, tym bardziej się podniecał.
Porozwalał wargi, posiniaczył całe ciało. Co zabawne, spuścił się dokładnie wtedy, gdy z kineskopowego głośniczka wybuchł finalny, orgiastyczny ryk filmowych kochanków.
Tak powstał Filip.
- I tak się pewnie skończy Filip – mruknęłam pod nosem, odnajdując w sobie dziwaczną mieszaninę sprzecznych odczuć. Byłam przerażona i obojętna zarazem. Nigdy nie sądziłam, że takie połączenie jest w ogóle możliwe.
Potem siedziałam długo przy herbacie, którą zaparzyłam chyba jedynie po to, by przy niej siedzieć. Nadal poświęcałam uwagę niechcianym myślom. Gro rozważań kierowałam w stronę owej bezustannej ambiwalencji doświadczeń, ale jeszcze więcej – ku nieprawdopodobnie przeciągniętym turnusie patologicznych zdarzeń. Skąd brały się w moim życiu te paralele, skoki od jednego psychopaty w ramiona drugiego? Oleg, Borys, mój własny syn. Wszyscy oni byli jakby zaprojektowani z myślą o tym, by bez końca podnosić poprzeczkę dopuszczalnej szkarady. Ja sama również byłam nosicielką tego niezrozumiałego wirusa, roznosiłam go i zarażałam, czekając na niszczycielski efekt mutacji.
Ale dlaczego? Gdzie to miało swój początek? Te pytania kierowałam ku obrażonej, wrednej i zamkniętej w sobie dziewczynce, która ...