Dzikie bestie. Leksykon
Data: 22.01.2020,
Kategorie:
masochizm,
patologia,
kazirodztwo,
obsesja,
zboczenie,
Autor: DwieZosie
... trafna, a przez to i trochę zabawna. Byłam nawet bliska roześmiania się na głos, sama do siebie.
Pewnie bym to zrobiła, gdyby w mieszkaniu nie rozbrzmiały niespodziewane odgłosy pukania.
4. Śmierć.
Tak mocno wbiłam sobie do głowy to chore wyobrażenie o zbiorowej mafijnej orgii z udziałem Borysa, że aż nie potrafiłam uwierzyć, że stoi on przede mną. Chyba nawet parsknęłam na jego widok.
- Szykuj się do wyjścia. Potrzebuję pomocy. - rzucił na powitanie.
Stał dziwnie przykurczony, jakby szykujący się do zadania ciosu. Było jasne, że moja nagła ucieczka doprowadziła go do szewskiej pasji, którą w jakiś sposób będzie próbował skatalizować. W jego przypadku najbardziej oczywistym rozwiązaniem byłaby przemoc i taką reakcję uznawałam za najbardziej prawdopodobną. Dlatego mocno zadziwił mnie ten rzeczowy, powitalny komunikat.
Nic nie mówiąc, ubrałam dżinsy, pierwszą lepszą koszulkę oraz czółenka. Borys machnął przed siebie ręką, tym niedbałym, żołnierskim gestem wskazując kierunek, czyli klatkę schodową.
- Gdzie jest Filip? - zapytałam głupio, chyba tylko po to, by nieco rozrzedzić gęstniejącą atmosferę. - Albo ten twój kierowca? Czy to nie on powinien mnie wozić do ciebie?
Nie odpowiedział. Całkiem jakby był Jurijem, w milczeniu ruszył ku schodom, sugerując, że w tej sytuacji nie pozostawia mi żadnego wyboru.
Zeszliśmy w dół (nie wiedzieć czemu nie korzystając z windy) i wkrótce stanęliśmy przed jego błyszczącym, sportowym autem. Zamiast coś powiedzieć, ...
... znów zasygnalizował na migi, czego ode mnie oczekuje. Wsiadłam. Poczekałam, aż zrobi to samo, a gdy już wtarabanił się do środka i odpalił silnik, ponowiłam próbę konwersacji.
- Czy postępujesz tak z każdą kobietą? - zaczepiłam. - Jeśli chcesz jej spuścić łomot, to robisz to jedynie w swoim własnym, cieplutkim domciu?
Wciąż milczał. Jechał przez Pragę w powolnym, wręcz majestatycznym tempie, jakby okazując wyższość wobec biednego otoczenia. Pewnie nie miał tego w zamyśle, choć mijani przechodnie w istocie odprowadzali nas wzrokiem pełnym zawiści.
W stosunkowo krótkim czasie zdałam sobie sprawę, że nie jedziemy do jego domu. Gdy zostawiliśmy za sobą fabrykę polonezów, a Borys kręcił kierownicą ku znajomej okolicy, poczułam niepokój, który prędko przeistoczył się w przerażenie.
Zatrzymał mazdę przed kamienicą, w której mieszkała Justyna.
- Chodź, mamy tutaj coś do załatwienia – zaordynował.
Poszłam za nim, czując jak powoli tracę umiejętność koordynowania poszczególnych ruchów oraz jak naprzemiennie zalewają mnie fale gorąca i zimna.
Doszliśmy do drzwi, tych samych, przed którymi niedawno tak suto popłakiwałam, błagając nieznane boskie siły, by zwróciły mi moją ukochaną.
Borys wyciągnął z kieszeni klucz, po czym zaczął walczyć z zamkiem. Szturchał kluczem na różne sposoby, coraz bardziej rozeźlony. W tej samej chwili zatrzymała się przy nas jakaś leciwa staruszka.
- A panna Justyna to gdzie? Nie widziałam jej od tak dawna, miała mi załatwić ładny sweter, ...