Dzikie bestie. Leksykon
Data: 22.01.2020,
Kategorie:
masochizm,
patologia,
kazirodztwo,
obsesja,
zboczenie,
Autor: DwieZosie
... taki dziergany - zagaiła skrzypiącym głosikiem.
- Myślę, że nie wróci – odparł Borys, nie obracając się w jej stronę. - Wyjechała za granicę, daleko i raczej na zawsze. Ale i tak nie załatwiłaby swetra. Sprzedawała torebki.
Już sam fakt, że Borys posiadał klucz do tego mieszkania przyprawiał mnie o torsje. Natomiast to, co zastałam we wnętrzu, przekroczyło wszelkie możliwości obronne. Doczłapałam się do przedpokoju, gdzie miałam widok na kuchnię. Oniemiałam. W ciągu kilkunastu sekund utraciłam zdolność oddychania. Osunęłam się na ścianę, a następnie podłogę.
Zobaczyłam wyschniętego trupa psa, do którego Borys podchodził z plastikowym workiem w ręce.
Ostatnie, co zapamiętałam zanim popadłam w całkowite omdlenie, to spokojna, zimna wypowiedź Borysa:
- Musimy go sprzątnąć, zanim zacznie poważnie śmierdzieć.
4. b.
Ocknęłam się w samochodzie. Przez jakiś czas nie byłam pewna, co właściwie miało miejsce. Czy może śniłam koszmar? A może wciąż byłam w jego obrębie? Dotykałam na przemian siebie oraz tapicerki, upewniając się, że świat widzialny istnieje naprawdę. Dopiero po dłuższej chwili zaczęłam rzucać głową na wszystkie strony, próbując ustalić moje aktualne położenie. Za szybami roztaczał się gęsty las. Pomiędzy drzewami widać było jedynie kolejne drzewa, i tak aż po horyzont.
Wyszłam z mazdy i od razu upadłam na miękką ściółkę. Moje kolana okazały się zbyt słabe, by utrzymać ciężar całego ciała. Siedząc, nadal rozglądałam się po otoczeniu, zaś puls ...
... sukcesywnie przyspieszał.
Rozumiałam, że znajduję się tuż obok samochodu Borysa, a to świadczyłoby o tym, że właściciel jest gdzieś niedaleko. Chodzi po lesie, krąży dookoła mnie. Podgląda moje zachowanie. Czeka aż ze stresu dostanę zawału serca albo rzucę się do panicznej ucieczki, w której on – oczywiście – natychmiast mi przeszkodzi.
Wstałam z niemałym trudem, co wywołało ogromne zawroty głowy. Obeszłam auto i sprawdziłam, czy w stacyjce wiszą kluczyki. Wtedy za moimi plecami odezwał się gromki głos:
- A więc wróciłaś do żywych, kochanie! Cieszę się, choć liczyłem na to, że będziesz o wiele bardziej pomocna.
Obróciłam się niezbornym, błyskawicznym ruchem, który zdradzał moje przerażenie. Borys wychodził właśnie zza linii drzew, opierając łopatę o kark. Minął mnie ze złowrogim uśmieszkiem, otworzył niewielki bagażnik i pozbył się narzędzia.
- Sprawa załatwiona, zwierzak wrócił na łono natury – oznajmił radosnym tonem, podchodząc w moją stronę.
Zrobiłam dwa kroki do tyłu.
- Co zrobiłeś Justynie? - wyszeptałam, bojąc się na niego spojrzeć.
Cofnęłam się na kilka kolejnych kroków, rozważając możliwość zerwania się do biegu. Borys nadrabiał dzielącą nas odległość w czujnym, zrównoważonym tempie.
- Dobry uczynek – odpowiedział coraz bardziej rozbawiony. – Zapewniłem jej lepsze życie.
To mówiąc, położył dłoń na tylnej części mojej szyi i delikatnym ruchem skierował w stronę samochodu. Zatrzymał mnie przed maską. Pchnął do przodu, sprawiając, że opadłam na ...