Dzikie bestie. Leksykon
Data: 22.01.2020,
Kategorie:
masochizm,
patologia,
kazirodztwo,
obsesja,
zboczenie,
Autor: DwieZosie
... mięśnie i nie ruszył się z miejsca.
- Wynoś się, frajerze – warczał jego szef. - Ale już...!
Znów zrobiło się cicho. Borys rzucił papierosem o drewniany parkiet i rozdeptał go nerwowo, jakby wyżywając się na nim.
- Już nigdy więcej... Nie pokazuj mi się na oczy... - syczał Jurijowi do ucha. - Albo cię, kurwa, wykończę. Albo ktoś inny... W tę czy tamtą stronę... Jesteś skończony...
Zaczął się nerwowo rozglądać. Przez chwilę łaził po pokoju, zaglądał do szafy, grzebał pod parapetem.
- Gdzie ja go zostawiłem...? - sapał pod nosem. - Gdzie ta pierdolona klamka...
Jurij zdawał się kompletnie ignorować wszelkie dźwięki. Wciąż patrzył na mnie w milczeniu. Choć z początku w jego wzroku nie dostrzegałam niczego poza, typową dla niego, pustką, teraz gościł w nim smutek. Albo nawet współczucie.
Sięgnął po moją rękę. Ścisnął ją lekko, chcąc mi zapewne dodać otuchy. Zawyłam z bólu. Dopiero wtedy zauważył połamane palce. Współczucie znikło. W oczach zawirowała wściekłość, upodabniająca go do dzikiej bestii.
Momentalnie zerwał się na nogi i schwycił Borysa za kołnierzyk.
- Co ty odpierdalasz, tłuku... - wrzeszczał Borys, próbując wyszarpnąć się z uwięzi.
- No i po co jej to zrobiłeś? - odkrzyknął Jurij, diabelnie poważnym tonem.
Silnie potrząsał ręką, powodując, że głowa Borysa latała we wszystkie strony.
- Nie dociera do ciebie? - bulgotał jego szef. - Wypierdalaj stąd! Nie ma cię. Nie istniejesz.
Wtedy Jurij zwolnił uścisk. Pozwolił, by Borys sam ...
... rzucił się do ataku, po czym dwoma błyskawicznymi ciosami powalił go na parkiet.
Oba uderzenia skierowane były na nos, rozbiły go doszczętnie, uwalniając fontannę krwi. Borys zarzęził, wypowiadając zniekształcone, niezrozumiałe słowa.
Ochroniarz przysiadł na jego tułowiu i ponowił ciosy. Bił dalej, tym razem po całej głowie. Po każdym wycofaniu pięści obfite bryzgi krwi wznosiły się w powietrze i lądowały na ścianie, zasłonach, szafie albo tuż obok mnie, na brzegu łóżka, nawet na policzku. Opamiętał się dopiero wtedy, gdy w ciele jego szefa coś obrzydliwie chrupnęło.
Nie miałam wątpliwości, że zabił go na miejscu.
Podniósł się z podłogi. Patrzył przez chwilę na ofiarę, oddychał szybko i przecierał pot z czoła, przez co zostawiał na swojej twarzy krwiste ślady. Następnie znów przysiadł na łóżku.
Atawistyczna drapieżność nie zeszła jeszcze z jego oblicza. Straszył mnie tym wyglądem, choć z jego ust płynęły zupełnie odmienne nuty:
- Zabrałem mu broń wtedy, schowałem ją – powiedział, dysząc.
Rozumiałam co miał na myśli. Przymknęłam oczy.
- Zsikałam się w majtki, Borys – szepnęłam.
- To nic, cicho bądź – uspokajał lekko oszołomionym głosem.
Delikatnie wsunął ręce pod tułów, szykując się do podźwignięcia mnie z łóżka.
- Tylko nie patrz na podłogę – dodał po chwili.
CZĘŚĆ III.
1. Życie po śmierci.
Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego ochroniarz zdecydował się stanąć w mojej obronie. Tym bardziej ciężko było to pojąć, jeśli dodatkowo wzięło się ...