Pięć jenów.
Data: 08.06.2019,
Autor: Marcin123
... przecież kultura japońska i sposób zachowania ludzi z Wysp Japońskich to jej bliskie klimaty. Ale z drugiej strony Hana miała „polskie” geny, może była bardzo spragniona właśnie takiego kontaktu, być może mama w dzieciństwie, w odróżnieniu od dzieci japońskich, nie szczędziła jej przytulania i dotyku, dlatego teraz była tak bardzo szczęśliwa, mogąc „fizycznie” mieć wreszcie tego typu kontakt z drugim człowiekiem. Z nami. Nie wiem. Widziałem i wyczuwałem, że jest szczęśliwa z tej bliskości, jakby od dawna bardzo, ale to bardzo tego pragnęła. A Milenka jakby to rozumiała i w pełni, dyskretnie akceptowała. Milenka jest bardzo mądra i ma intuicję. Również opowiedzieliśmy Hanie o nas – Milenka o swoich treningach szermierczych, o studiach, o sobie. Ja – o moich pasjach – o motocyklu, o judo, o zawodach i ciężkich treningach. Hana była bardzo zainteresowana i wręcz rozentuzjazmowana tym, że oboje trenujemy; szczególnie zainteresowało ją judo - wypytywała mnie o seminaria z instruktorami z Japonii i innych krajów, którzy przyjeżdżają do Polski, o podejście mentalne do walki, o zasady, a nawet wypytywała szczegółowo o wiele technik, szczególnie o te, gdzie stosowane są dźwignie. Odniosłem wrażenie, że doskonale orientuje się w temacie, i widać było, że temat jest jej bardzo bliski, a mnie bardzo wciągnęła ta rozmowa – mogłem pogadać o mojej pasji z cudownym słuchaczem, który słuchał z uwagą i zrozumieniem każdego mojego słowa. W pewnym momencie powiedziała:
- Marcin, wiesz, ja ...
... też z tatą trochę ćwiczę bujutsu (tj. tradycyjne sztuki walki).
Nie zwróciłem wtedy uwagi na te jej skromne słowa, a, jak się potem okazało, powinienem.
Czas mijał bardzo szybko, dwie godziny przeleciały, jak dwie minuty. Czas było się zbierać. Zapłaciliśmy. Dziewczyny umówiły się na jutro, Milenka zaprosiła Hanę do siebie, do domu. Hana bardzo się ucieszyła, że spotka się z nami.
Wyszliśmy z ciastkarni, odprowadziliśmy Hanę do końca ulicy, a potem we dwójkę, trzymając się pod ręce, wracaliśmy powoli do domu Milenki. Słońce zachodziło, ptaki ćwierkały na drzewach.
- Jest niesamowita! – mówiła Milenka – Chyba mam nową, fantastyczną przyjaciółkę. Zaiskrzyło między nami - tak, jakbym ją znała od lat. I taka piękna. Marcin, podoba ci się Hana? Tylko szczerze!
- Tak, to przepiękna dziewczyna. Ma nie tylko niezwykłą urodę, także osobność. Ja jestem bardzo pod jej urokiem.
Milenka zaśmiała się z aprobatą.
- Wiesz – dodałem - przypomina mi Asiulkę. Nie wiem dlaczego, coś ma takiego w sobie, co miała Asia. To dziwne, ale... tak jest.
Milenka z niepokojem spojrzała na mnie. Słowo „Asia” zawsze ją elektryzuje; jestem winien śmierci mojej siostrzyczki i nie mogę się z tego otrząsnąć...
– Ale nie o tym chciałem mówić – kontynuowałem, by ją uspokoić - Miluś, czy możesz mi coś wyjaśnić? Kiedy oddawałem portfel i Hana zaproponowała, żebym coś z niego wziął, a ja nie chciałem, padło słowo „giri”. Wiem, że to oznacza coś jakby zobowiązanie. Ale wytłumacz mi, o co tak ...