Pięć jenów.
Data: 08.06.2019,
Autor: Marcin123
... się, że jest okey, ale na razie chcę być sam.
U cioci byłem jak uderzony w głowę. Ciocia o nic nie pytała. Widziała już mnie w gorszych stanach, po śmierci Asi. Powiedziałem, żeby nikomu nie mówili, że jestem u nich. Zaszyłem się w pokoiku na górze, na poddaszu i albo drzemałem, albo myślałem o tym wszystkim... ale nie mogłem nic wymyśleć. Co robić? To węzeł gordyjski, to ściana nie do przejścia. Bezbramna brama, jak mówią buddyści... Hana jest buddystką...
Po prostu uciekłem od świata, bo nie potrafiłem zmierzyć się z rzeczywistością. Obie je bardzo kochałem. I nie byłem w stanie żadnej z nich spojrzeć teraz w oczy, bo po prostu nie wiedziałem, jak się zachować. A co będzie dalej, nawet nie miałem odwagi myśleć.
Sięgnąłem do kieszeni kurtki po telefon, ale poczułem na jej dnie malutką monetę. Pięć jenów. Jak ona mi mogła znów wypaść z portfela? Znów ją miałem w ręku... Szybko wsunąłem ją z powrotem i sięgnąłem po telefon. Na telefonie miałem dziesiątki SMS-ów. Prawie wszystkie od Milenki. Ale też od Hany. Nie otwierałem ich wszystkich. Dziesiątki nieodebranych rozmów. Też od nich.
Po wahaniu otworzyłem tylko ostatni, od Milenki. Błagała, żebym z nią porozmawiał, jeśli jej nie znienawidziłem. I że mnie bardzo kocha i jej świat się zawalił. I kiedy to czytałem, to usłyszałem, że przyszedł do mnie kolejny SMS. Był to SMS od Hany. Na spokojnie go otworzyłem. „To, co Wam zrobiłam jest straszne i niewybaczalne. Byliście i jesteście dla mnie wszystkim i z miłości do ...
... Was poprosiłam tatę, by mi załatwił jak najszybciej bilet powrotny do Japonii. Trzeba to rozwiązać jednym cięciem miecza. Dzisiaj wylatuję. Wiem, że słowo „przepraszam” brzmi, jak kpina. Żegnajcie. Kocham Was.”
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens tego, co przeczytałem. Natychmiast, pod wpływem impulsu, przekierowałem ten SMS na telefon Milenki. Szybko otworzyłem stary komputer wujka i sprawdziłem w internecie, kiedy jest najbliższy lot do Tokio. Dziś, za dwie godziny. A przecież jeszcze odprawa celna, paszportowa. Mam góra pół godziny....
Sięgnąłem po telefon, zamówiłem taksówkę. Po chwili byłem już w drodze na lotnisko. Kawał drogi, byleby nie było korków. Sprawy przybrały nieoczekiwany, błyskawiczny obrót. Nie chciałem stracić Milenki. Milenka chyba Hanę pokochała. I, chociaż to dziwna dla mnie miłość, nie byłem zazdrosny. ROZUMIAŁEM Milenkę, bo sam pokochałem Hanę. Ale nie chciałem stracić też Hany. Czy zdążę? Myśli kłębiły mi się w głowie. Nie wyobrażałem sobie, ze Hany nie będzie, że może zniknąć z mojego życia. Sama myśl aż mnie zabolała. Uświadomiłem sobie, że bardzo ją kocham.
Wszedłem na halę odlotów. Z daleka ich zobaczyłem. Prześliczna Hana stała z boku, przy swoim tacie. Miała opuszczoną głowę. Rozmawiali. Ojciec, jakiś taki przygarbiony, coś do niej mówił, ona mu odpowiadała. Kilka kroków od nich, z boku, stał inny Japończyk i trzymał jej walizkę. Był to chyba kierowca z biura pana Sano.
Stanąłem i nie wiedziałem, czy mam do nich podejść. Do mojego ...