Czerwony kapturek
Data: 14.06.2019,
Kategorie:
Wilk,
bajka realistyczna,
czerwony kapturek,
kontrowersyjne treści,
Autor: starski
... ustach, zaschło mi zupełnie, a gardło całe piekło jak od biegania po mrozie. Zlazł ze mnie i stanął bokiem, jak to w wilczym zwyczaju. Z pitki ciekło mi wąską stróżką wprost pomiędzy buty. Podciągnęłam spódniczkę wpatrując się w to jak oczarowana. Czułam do tego leciutkie pieczenie, ale i to też, takie jakieś przyjemne. Czerwony języczek sterczał ze swej szparki zaśliniony. Potarłam go i pociągnęłam. Wciąż jeszcze ogarniała mnie ta bezwstydna przyjemność. Wtedy na ścieżce zobaczyłam buta.
Rozpoznałam od razu. Widziałam go nie dalej, jak dziś przed południem. Widziałam go wiele razy. Tatko też nosił podobne. Podeszłam ostrożnie i aż zakryłam usta dłonią. Nie krzyknęłam, ani nie zemdlałam, chociaż widok, jaki ujrzałam był jak z opowieści ponurej. Krew była nawet w samym bucie. Była na ścieżce, na liściach i trawie, na suchym badylu i na gładkiej korze buka. Potem ujrzałam bosą stopę, sterczącą z wykrotu. Bałam się, ale mimo to brnęłam dalej. Musiałam zobaczyć, chociaż, obawiałam się co zaraz mogę ujrzeć.
- Nieciekawy widok. – Usłyszałam za sobą. Podskoczyłam odwracając się na obcasie.
Za mną stał Wilk. – Nie ma na co patrzeć – powtórzył, tym samym co przed chwilą głosem. Szukałam wzrokiem, nie dowierzając własnym uszom i oczom. Zrozumiałam, że albo oszalałam, albo jestem we śnie.
- Nie dziw się zanadto, Czerwony Kapturku. Są na świecie rzeczy jeszcze dziwniejsze, zapewniam cię – zagadał znów ochryple.
- Co się stało Boguszy? – Zdołałam otworzyć zaciśnięte ...
... usta.
- Przegryzłem mu gardło. Walczyliśmy i on przegrał – dodał po chwili, gdy wciąż stałam wpatrzona w niego przerażonymi oczyma. – Groził mi strzelbą i nie chciał słyszeć żadnych argumentów. – Wilk przeszedł, ciągle trzymając się do mnie bokiem i stanął tak, że znów mogłam widzieć bosą stopę. – Nie tam, żeby mi zależało na ugodzie z tym ćwokiem – Jego głos był jak najbardziej człowieczy, nawet pysk otwierał się jak trzeba, – ale nie miałem zamiaru go zabijać. Najpierw. Potem to już stało się...samo.
Pomyślałam, że jeśli nie usiądę to zaraz się przewrócę. Podeszłam do omszałego pnia i klapnęłam.
- Ale dlaczego?
Wilk milczał. Patrzył tylko na mnie swymi oczyma i jeśli za chwilę by się nie odezwał, byłabym już pewna, że albo zasnęłam, alibo najnormalniej w świecie mi się zwariowało.
- Bo był zachłanny- mruknął Wilk.
Nic nie rozumiałam, albo nie potrafiłam się po prostu skupić. Może, gdybym się zastanowiła, znalazłabym odpowiedź i we własnej głowie, ale za dużo się działo jak na mój rozum, rzeczy zbyt dziwacznych. Gapiłam się więc tylko w wilcze oczy, czekając wyjaśnień.
- Bywał często u twojej babci, potem szedł do twej mamy, a dziś, już nawet w tobie wyczułem jego palce. – Wypieki naszły mi na jagody. - Żeby nie wspominać o babie ze wsi pod lasem – dokończył.
- On już ponoć z nią nie jest – wydukałam bezmyślnie.
- Teraz już nie – burknął wilk i przysiąc bym mogła, że drwina brzmiała w jego głosie.
- Ale przecie to dobry chłop był...
Wilk popatrzył ...