Vagabunda
Data: 04.07.2020,
Kategorie:
funfiction,
lara croft,
tomb raider,
przygoda,
Autor: starski
... czerwienią twarze i genitalia. Lara górowała nad wszystkimi o prawie dwie głowy. Ja też byłem tutaj raczej dryblasem. Wódz, którego uczyłem się rozpoznawać , głównie po dłuższym kolcu w nosie, nie przestawał machać patykiem i pokrzykiwać. Nie byłem pewien czy, żeby kogoś wystraszyć, czy żeby dodać odwagi samemu sobie. Kobiety, młode i starsze oraz nieliczne dzieci, stały w jednej grupce. Mężczyźni i starsi chłopcy w drugiej.
Wódz chyba przemawiał, nie mogłem tego wiedzieć na pewno. Równie dobrze może tylko tłumaczył im jak nas przyrządzić i zjeść. Ich nerwowość udzielała się i mnie, myśli zaczynały kłębić się histerycznie. Lara milczała, nasłuchując.
- Rozumiesz coś z tego co mówią? - Musiałem zapytać.
- Mam nadzieję – odpowiedziała, uśmiechając się przy tym. To trochę dodało mi otuchy. - Rozpoznaję wiele słów, nie wiem czy zgadza się ich znaczenie.
- O czym on krzyczy?
- Powiedzmy, że podtrzymuje dyscyplinę
- Rozumiem, a co nam grozi?
- Nie wiem. To plemię nie utrzymuje kontaktów ze światem zewnętrznym. Mogą zareagować w jakikolwiek sposób.
- To pocieszające.
- Zdarzały się przypadki starć i kilka agresywnych incydentów. Raz obrzucali dzidami przelatujący nad nimi samolot.
- Aha. - Nie byłem pewien czy wypada mi się gapić, czy mądrzej było unikać ich wzroku. Chyba instynktownie, starałem się nie napotykać bezpośrednich spojrzeń. Z drugiej strony, zdawało mi się dostrzegać zainteresowanie i żywą ciekawość, zwłaszcza u młodszych osobników i ...
... dzieci. W pewnej chwili, wódz podszedł do mnie zdecydowanym krokiem i łypiąc oczami w górę i w dół, zaczął gadać coś, nieprzerwanym potokiem słów, tonem typu: „ Za kogo pan się uważa?!” Starałem się panować nad rosnącym we mnie zdenerwowaniem. Lara wtrąciła się w to przemówienie i prędkość pominąwszy, jej mowa przypominała tę ich. Głosy przymilkły, mówiła tylko ona, potem wódz wrzasnął i machnął jej patykiem przed nosem. Inni również zabrali głos. Wszyscy na raz. Robiło się gorąco. Czułem jak pocą mi się dłonie. Lara uniosła dłonie i ukłoniła się delikatnie. Nie przestawali trajkotać. Zwróciła się do mnie. Nie wiedziałem co sądzić o jej uśmiechu.
- Załatwione – powiedziała - Udzielą nam schronienia. - Uniosłem brwi ze zdziwienia, bo tylko to byłem w stanie zrobić. Całe plemię wrzało. Niektórzy wymachiwali kijami, niektórzy rękami, każdy miał coś do powiedzenia.
- Powiedziałam, że jesteś wodzem bardzo wielkiego plemienia – mówiła, patrząc na mnie teatralnie, w stylu między wielkim szacunkiem, a uwielbieniem. Wódz, jakiś starszy od niego jegomość oraz trzy kobiety, wszyscy wpatrzeni w nas z bardzo bliska, śledzili każde jej słowo. Wszystko to wyglądało na jakiś żart, ale zacząłem się odprężać, gdy zobaczyłem coś na kształt uśmiechu na kilku czerwonych twarzach. Zbiorowe gadanie nie ustawało. Lara wytłumaczyła mi, że starszy gość to ojciec wodza, plemienny szaman. Jedna z kobiet jest jego żoną, nie byłem pewny która, druga jest żoną wodza, a trzecia córką któregoś z ...