Vagabunda
Data: 04.07.2020,
Kategorie:
funfiction,
lara croft,
tomb raider,
przygoda,
Autor: starski
... nie będzie wcale tak niedaleko – oznajmiła z uśmieszkiem. Kiwnąłem tylko głową.
Podziwiałem przesuwający się pod nami krajobraz. Byłem turystą w swoim własnym kraju. Jeszcze nigdy nie opuściłem miasta. Zapytany o to właśnie, przyznałem się, skrywając wstyd. Powiedziała mi, że ona nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż miesiąc, że jest w niej po prostu jakaś niespokojna dusza i że gdyby nawet nie było co zwiedzać, podróżowałaby dla samej przyjemności przemieszczania się, chyba.
Nie miałem pojęcia, gdzie się znajdujemy i głupio mi było zapytać. Z początku lecieliśmy nad jakąś drogą, mogłem tylko zgadywać jaką. Potem minęliśmy kilka mniejszych miejscowości. Zaraz zaczęły się pola i poletka. Pojedyncze chaty, wioski, a może miasteczka. Słońce zachodziło nam niemal prosto w twarz. Wyznała, że nasze autoryzacje nie do końca spełniają lokalne wymogi i lepiej jeśli będziemy trzymać się poza zasięgiem radarów. Potwierdziła, że maszyna którą lecimy, to prawdziwe cacko, o znacznie podkręconych parametrach. Tylko my dwoje i z niewielkim bagażem, mogliśmy liczyć na dużą autonomię, chociaż i tak czekało nas międzylądowanie. Domyśliłem się, że lecimy w kierunku dżungli.
Zapadł zmrok, a światła cywilizacji pod nami, ze sporadycznych, stały się rzadkie. Zaraz, jedynym poblaskiem, były wijące się w ciemnej zieleni rzeczułki. Po paru godzinach mknęliśmy już nad kompletnym pustkowiem. Domyślałem się, że oddalamy się coraz bardziej od cywilizacji. Po chwili zaczął się ...
... las. Coraz większe jego połacie. Wreszcie, jedynie miejscami pojawiały się prześwity i większe polany. Do tego, czerwone słońce było już coraz niżej. Widok piękny, ale w jakiś sposób niepokojący.
- To świetna maszyna, jeśli się pospieszymy, może wystarczy nam światła, żeby choć rzucić okiem, zrobić kilka zdjęć – Usłyszałem w słuchawkach. - Zaraz będziemy na miejscu.
Ale to „zaraz” trwało dłuższą chwilę. Lara, co jakiś czas spoglądała na GPS i na jakiś przyrząd na tablicy rozdzielczej. Zacząłem się już zastanawiać, jaką autonomię ma ten helikopter, gdy usłyszałem: Już jesteśmy.
Światła zostało niewiele. Nie było mowy o fotografowaniu czegokolwiek z góry. Zwolniliśmy i zatoczyliśmy łuk. Pod nami była chyba jakaś niezalesiona przestrzeń. Taką przynajmniej miałem nadzieję, bo domyślałem się, że gdzieś tutaj musimy wylądować. Zapytałem o to i dostałem twierdzącą odpowiedź.
Poszło lepiej niż myślałem. Chyba rzeczywiście się nie zgrywała, bo jeśli o pilocie świadczy to jak ląduje, to dałbym jej dziesięć na dziesięć.
Wiał cichy wiatr. Tutaj, z dala od miasta, było znacznie chłodniej. Nad nami pojawiały się gwiazdy i gdy po chwili znów zadarłem głowę, nie potrafiłem już przestać się na nie gapić. Jeszcze w życiu nie widziałem tak rozgwieżdżonego nieba. Lara poprosiła mnie, żebym pomógł jej rozłożyć namioty.
- Zaraz się napatrzysz – śmiała się. - Chyba że wolisz spać na trawie, pod otwartym niebem
- Nie spodziewałem się takiego widoku - Tylko tyle byłem w stanie ...