Vagabunda
Data: 04.07.2020,
Kategorie:
funfiction,
lara croft,
tomb raider,
przygoda,
Autor: starski
... czy przerażało.
- Niestety sama do własnego uda nie dosięgnę. - Uśmiechnęła się.
- Jasne – przyznałem jej rację. Ukląkłem. - Nie widzę rany!
- Jest tutaj – nacisnęła palcem – malutka, ale jest!
- Przytknąłem usta do skóry i od razu poczułem podniecenie.
- Spróbuj wyczuć językiem! – powiedziała. Spróbowałem. - Jest tam, znalazłeś?
- Nie jestem pewien. - Przyjrzałem się, przejechałem palcami. Natrafiłem na jej śmiejące się oczy.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Bardziej stwierdziłem, niż zapytałem. Pokiwała głową. Posunąłem dłoń w górę. Wjechałem we włosy na cipie i zacisnąłem w garść. Jej uśmiech się zmienił. Sunąłem ustami po udzie, aż nie ogarnął mnie jej zapach. Wbiłem się twarzą w wilgotny gąszcz. Zawsze miałem ochotę na pieszczotę tego typu. Lucelia nie pozwoliła mi na to. Nie lubiła ani lizać, ani być lizana, nie uznawała też pozycji od tyłu i palcówek. Interesowało ją tylko dosiadanie mojego fiuta i podskakiwanie na nim aż do spełnienia, które odbyć się musiało kategorycznie na moim podbrzuszu. Od pierwszego razu robiliśmy to zawsze w ten sam sposób, wtedy w szatni, potem na siedzeniu mojej furgonetki, aż po ten ostatni, dzień przed jej ślubem. Fakt, że myślałem teraz o Luceli trochę mnie rozzłościł, ale i rozbawił. Miałem w ustach najpiękniejszą kobietę, jaką dane mi było spotkać i miałem zamiar zrobić to tak jak mi się marzyło.
Próbowałem wszystkiego, co jakiś czas szukając w górze, między doskonałymi cyckami, jej rozpalonego podnieceniem ...
... spojrzenia. To było moją nagrodą. Targała mnie za włosy, czasem uginając kolana, czasem trzęsąc się i jęcząc. Zapewniała, że robię to dobrze.
- Chodź – szepnęła, a ja przełknąłem wypełniające mi usta soki. Położyła się na trawie. Rozchyliłem jej kolana, musiałem jeszcze raz pocałować jej cipę. Podskoczyła jak oparzona. Pośliznęła się, ale już po chwili była na nogach. Nie wiedziałem co się dzieje, ale poszedłem w jej ślady. Odwróciłem się. Przez rzekę płynął do nas ogromny krokodyl. Patrzyliśmy na niego nie dłużej niż sekundę, potem, w następnej, byliśmy już na szczycie skarpy. Olbrzym dotarł do brzegu, gdzie staliśmy jeszcze przed chwilą i zatrzymał się jak kłoda. Patrzyliśmy, jak rzuca łbem na boki, a potem odwraca się i odpływa.
- Mówiłem, że tu są krokodyle!
- Konkretnie, to był kajman – wtrąciła przemądrzałym tonem – Ale naprawdę gigantyczny.
Za naszymi plecami coś głośno pisnęło. Z zarośli wyszła, nosząca koszulkę Lary, córka wodza. Za nią pojawili się inni. Trzech, czterech mężczyzn i jeszcze ze dwie kobiety. Przekrzykiwali się podekscytowani. Dziewucha pchnęła mnie i Larę w kierunku wsi. Nie miałem zamiaru się szarpać, ale na plaży zostały moje portki. Lara chyba wytłumaczyła o co mi chodzi.
- Pójdą po nasze rzeczy – powiedziała. Nie pozostało nam, jak pójść do wioski z gołymi tyłkami.
W osadzie, wszyscy na raz opowiadali sobie, wszystko na raz. Jak zwykle.
Lara, która po drodze zrobiła sobie spódniczkę z liści, przekazała mi, że mężczyźni pójdą zabić ...