Vagabunda
Data: 04.07.2020,
Kategorie:
funfiction,
lara croft,
tomb raider,
przygoda,
Autor: starski
... przyznać, że posiłek tu na odludziu smakował wyśmienicie. Lara Croft okazywała się osobą bez śladu zachowań gwiazdorskich. Rozmawialiśmy o bzdurach; butach i samochodach, o psach i nieudanej według obojga, ekranizacji Władcy Pierścieni. Nie pytała o sprawy prywatne, ja oczywiście też nie. Byłem ciekaw jej poprzednich wypraw. Słuchałem o wspinaczce na Annapurnę, o odkryciu świątyni Khali na Sumatrze, o arce na górze Hararad, o piramidach w europie, o Pradze, pod którą jest zakopane stare miasto. Zrozumiałem, że mogła opowiadać bez końca. Z mojej strony, mogłem odwdzięczyć się najwyżej opowieścią o tym, jak pewnego razu, przyjechała do mnie policja, z prośbą o wzięcie udziału w akcji tropienia bandytów, którzy mieli kryjówkę na dachu. O tym, jak wytropiłem ich dronem i o tym, jak udało mi się uratować go przed zestrzeleniem. Na tym kończyły się moje przygody. Wolałem przemilczeć podglądanie pewnej opalającej się na tarasie gwiazdy telewizji.
Ognisko dogasało, spektakularne niebo co jakiś czas przecinały spalające się w atmosferze paprochy. Stacja kosmiczna przelatywała nam nad głowami. Lara wstała i rozprostowała plecy.
Lepiej się położyć. Pobudka o świcie. Nie możemy marnować czasu. Gdy zrobi się widno, chcę być gotowa.
Wyrwany z zamyślenia i otępienia, podniosłem się również. Owady ucichły. Oboje wsłuchiwaliśmy się w równomierny, odległy stukot, jakby ktoś, gdzieś daleko, uderzał w malutki bębenek. Lara skoczyła i rozrzuciła ognisko kopniakiem. Żar i patyki ...
... rozsypały się po trawie. Butami dogaszała tlące się płomienie.
- Co jest? - zapytałem, wciąż stojąc w osłupieniu. Poczułem się nagle nieswojo, jak skaut wystraszony nocną opowiastką. Nie zdążyła mi odpowiedzieć, a już zrozumiałem sam. Stukot stał się wyraźniejszy.
- Ktoś szuka nas albo tego samego co my. - powiedziała, wyciągając śledzie z obydwu namiotów i zwijając ich materiał w nieskładną kupę. Wciąż nie wiedziałem co mam robić. Rzuciłem się do plecaków i również starałem się jakoś je zabezpieczyć.
Jest duża szansa, że nas nie wypatrzą – powiedziała, taszcząc zebrane namioty w kierunku zarośli - Przynajmniej nie od razu! Wziąłem plecaki i ruszyłem jej śladem. Uderzenia łopat nadlatującego helikoptera były już całkiem wyraźne.
- A co z naszym śmigłowcem – zapytałem, instynktownie zniżając głos. Nie odpowiedziała. Zniknęła już w krzakach. Wpadłem za nią i niemal nadepnąłem na stopy.
- A co z naszym... - powtórzyłem.
- Może go nie dostrzegą. Nie jest łatwo, tak po ciemku.
Oboje wpatrywaliśmy się w jaśniejszy nieco horyzont, bezskutecznie ślepiąc za nadlatującą maszyną.
- Nawet jeśli go znajdą, nas przy nim nie będzie. W nocy nie będą szukać – powiedziała, schylając się pod gałęzią. Hałas urósł i przysiągłbym, że przetoczył się tuż nad naszymi głowami. - Przynajmniej mam nadzieję – dodała. Milczałem. Czułem, jak pocą mi się dłonie, chociaż nie miałem pojęcia ani przed czym, ani dlaczego się chowamy.
- Kim są ci ludzie? - zapytałem najprościej w świecie. ...