Mam na imie Matylda, cz 2 (ost)
Data: 14.09.2020,
Kategorie:
Trans
Autor: Konrad Milewicz
... makijaż, przesadnie gustowne kreacje, to byś udawała, byłaby to poza artystyczna. Ale ten skromny strój, delikatny makijaż prezentował młodą, uroczą dziewczynę. Widziałem ją na przyjęciu, nieco zagubioną, trzymającą nieśmiało lampkę szampana i unikającą konfrontacji. Dlatego określiłem sobie ją w głowie Kopciuszkiem, skromnym, ale przez to pięknym. Nie wiedziałem co zrobi, gdy poproszę go do tańca. Ale też skłamię, jeśli powiem, że było wybornie. Znów ją widziałem, płaczącą, bo musiała ulotnić się z przyjęcia i po nocy wraca do domu. Martwiłem się o nią, a tu spotykam ja na drodze i spędzam z nią kolejne kilka cudownych chwil. - głaszcze mnie delikatnie – Powiedz, czy miałbym jakiś interes w udawaniu tych uczuć?
Unoszę głowę i wpatruje się w niego. Ona nie udaje mężczyzny. Ona nim jest. Szlachetnym, pełnym cnót rycerzem gotowym postawić na jednej szali swoją męskość przeciwko całemu złu. Nie dzięki wyglądowi, biologi, nie tym, że mówi o sobie w męskim rodzaju. Nie, ma znacznie więcej. Ma odwagę to uzewnętrznić. Ból tam, niczym złośliwy chochlik, wyrywa mnie od tych myśli. Chcę już do domu, pod prysznic i pod łóżko. Paskudne jęknięcie wypada z moich ust na to.
- Przepraszam, wciąż... - odczuwam skutki gwałtu – Źle się czuje. - trzymam dłoń na brzuchu – Naprawdę dziękuje za czekoladę i podwiezienie... I... - jesteś najmilszą osobą od czasu pani Wandy, którą poznałem – Jesteś wspaniałym mężczyzną. - boże, powiedziałem to na głos? - A to wszystko, co dla mnie zrobiłeś... ...
... - podnoszę się, on również i podchodzi do mnie – Nie ma słów, które by to określiły.
Otula mnie lekko rękami. Odpowiadam na ten uścisk. Żadne z nas teraz nic nie mówi. Po prostu, jak wtedy przy tańcu przy muzyce, tak teraz w ciszy przerywanej tylko oddechami i uderzeniami serca, stoimy razem. Ma miękkie piersi, wyczuwalne tak dobrze przez sweter. Ale to mężczyzna, najwspanialszy mężczyzna jakiego było dane mi poznać.
- Nie wstydź się tego, kim jesteś. - mówi wreszcie – Nigdy. Pewnie znów się spotkamy u Wandy... - Nie, tam już nigdy nie wrócę - Albo zawsze możesz mnie znaleźć tutaj. Świat jest zbyt kolorowy, by widzieć tylko czerń i biel. Nie ważne co Ci powiedzą, jak będą z Ciebie kpili, ranili i upadlali. - to ostatnie już zrobiono, na zawsze – Prawdziwe piękno widzi się tylko przez ułamek sekundy, samemu. Nikt inny nie zobaczy go tak jak ty. - połykam kilka łez – Pamiętaj, by się uśmiechać, Matyldo. To najlepsze, co możesz sobie i innym zrobić. - dopiero wtedy mnie wypuszcza i znów się uśmiecha – Jak poczekasz pięć minut, to Cię mogę jeszcze podrzucić gdzie tam chcesz.
- Nie... - uśmiecham się do niego – Nie mam już daleko. - kieruje się do drzwi, odwracam jeszcze raz patrząc na mojego pięknego księcia – Wiesz, mam na imię...
- Matylda, wiem. - uśmiecha się – Jakże mogłoby być inaczej? - podnosi kubki i słoiczek – Do zobaczenia, ma piękna pani. - kłania się jak królewnie - Obyś wyleczyła swój ból.
- Tak... - uśmiecham się, wciąż trzymając brzuch – Żegnaj, ...