Co się wydarzyło w Wyrwidołach
Data: 27.09.2020,
Kategorie:
kanibale,
morderstwa,
Zdrada
Autor: Man in black
... słabo. Pozostali spojrzeli w stronę syna właścicielki pensjonatu.
Trudno było określić jego wiek. Był wysoki, zwalisty, po prostu potężny, w naturalny sposób. Natomiast uwagę zwracała jego zdeformowana głowa w kształcie cebuli. Miał twarz niemowlaka. Jego wygląd wzbudzał strach, wstręt i współczucie. Ubrany w znoszone ogrodniczki i szarą koszulkę na ramiączkach, zbliżył się do nich niezdarnym krokiem. Był wyższy nawet od Łukasza, który miał metr osiemdziesiąt.
– Silnig dobry – głos brzmiał, jakby ktoś darł prześcieradło. – On dobry... silnig... – wskazał wielkim paluchem w stronę łódki.
Przez chwilę wszyscy zaniemówili.
– Dzięki – Robert jako pierwszy się otrząsnął, być może dlatego, że jemu najbardziej zależało na łódce, która zresztą okazała się sporym rozczarowaniem.
Chłopak pokiwał głową z uśmiechem, minął ich i ruszył, a raczej poczłapał w stronę domu. Przez dłuższą chwilę milczeli, odprowadzając go wzrokiem. Byli na tyle wstrząśnięci jego wyglądem, że przez chwilę nie słyszeli śpiewu ptaków, ciepłego wiatru i wilgoci jeziora unoszącej się w powietrzu.
– Co to było? Ja pierdolę – Janek rozczochrał włosy na głowie. – Dobrze widziałem? To jakiś mutant?
– Nie mów tak – upomniała go Sylwia.
– To syn właścicielki. – Rzucił Robert zupełnie bez potrzeby.
– W niczym nie przypomina Mirandy – Janek spojrzał na niego, wciąż miał oczy jak pięć złotych.
– Co, nie jest dość seksowny? – w głosie Agnieszki słychać było zjadliwą nutę.
– Aga, przestań – ...
... Wiktoria spojrzała na koleżankę zaskoczona jej reakcją.
– Przestańcie wszyscy – Robert postanowił uciąć jałową dyskusję. – Mamy tu jednego zdeformowanego gościa. Koleś przywiózł silnik. Nie wiem, jakim cudem dostał prawo jazdy, ale bądź co bądź, jest pomocny. Chyba nie będziemy z jego powodu skakać sobie do gardeł?
– Gość jest wielki jak cholera, lepiej, żeby był pomocny. Wyobrażacie sobie takiego dauna, kiedy wpada w złość? – Wiktor powiódł wzrokiem po wszystkich. – Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak wygląda jej córka.
– Nie pomagasz chłopie – skarcił go wzrokiem Robert. – Lepiej rzućmy okiem na łódkę.
Obejrzeli łódkę, ale atmosfera wyraźnie przygasła. Wiktoria wciąż miała przed oczami obraz zniekształconej głowy chłopaka. Coraz bardziej czuła się tutaj źle. Po prostu nie czuła się bezpiecznie, choć nie potrafiłaby wskazać konkretnego powodu. Na jej odczucia składała się cała seria drobnostek. Upiorny wystrój domu, z jego trofeami, właścicielka z dziwnym błyskiem szaleństwa w oku. Wydawała się jej drapieżna, a później ten wielki chłopak z głową w kształcie cebuli. Spojrzała na brata, który nie podszedł do łódki, tylko stał z boku i przyglądał się okolicy.
– Co o tym wszystkim myślisz?
– Słabe – jak zwykle, okazał się wyjątkowo pomocny.
Powoli schodzili z pomostu. Słońce osunęło się na zachodnim skrawku nieba. Łódka kołysała się na spokojnych falach jeziora, otoczonego zewsząd lasem. Robert wysunął się na czoło, wbił ręce w kieszenie i spojrzał w niebo, po ...