1. Co się wydarzyło w Wyrwidołach


    Data: 27.09.2020, Kategorie: kanibale, morderstwa, Zdrada Autor: Man in black

    ... materiałem fig.
    
    – Jestem spocona – dziewczęcy głos był tak cichy, że równie dobrze mogło mu się wydawać.
    
    Ostrożnie pchnął ją w stronę otwartej szafy. W jednej części znajdowały się regały, na które Sylwia wykładała ubrania, ale druga była ich pozbawiona. Weszli do środka. Zsunął jej legindy do połowy szczupłych ud. Natychmiast sięgnął do rozporka, rozsunął go i wyjął sztywny już od kilkunastu sekund penis. Słyszał westchnięcie partnerki, kiedy ta poczuła gorący członek na pośladku. Figi szybko opadły w dół. Wszedł w nią od razu.
    
    Przywitała go wilgotna, rozpalona i chętna. Drobny tyłek był nieznacznie wypięty w jego stronę. Zagłębił się w jej wnętrzu, ściskając szczupłe biodra. Delikatna kobieca dłoń sięgnęła do owłosionych jąder i zaczęła je pieścić, masować i delikatnie ugniatać, podczas gdy on poruszał się rytmicznie i niespiesznie. Chociaż drzwi były uchylone, w szafie panował półmrok i lekki zaduch. Ciała kochanków szybko pokryły się potem. Czuł je na brzuchu dziewczyny, na piersiach, które zaczął ściskać w dłoniach. Podobało mu się, że jej sutki sterczą niczym dwa rozkoszne guziczki. Zrobiło mu się dobrze. Zbyt dobrze.
    
    Na szczęście Sylwia doszła błyskawicznie. On tuż po niej. Oboje znieruchomieli przez moment, zadrżeli i oddychali głośno. Kiedy z niej wyszedł, penis lśnił od nasienia, które zaczynało również wypływać z waginy. Płynęło gęstą strużką po udzie. Zdjęła bawełnianą koszulkę i wytarła się. Po chwili wyszli z szafy.
    
    – Co to za pomysł, żeby się ...
    ... pieprzyć w szafie? – miała słaby, rozleniwiony orgazmem głos.
    
    – Nie wiem – uśmiechnął się – jakoś samo wyszło.
    
    – No wyszło, wyszło – złapała go za penis. – Lepiej się ogarnijmy. Skoczę pod prysznic.
    
    ***
    
    Wszyscy byli już na zewnątrz. Słońce zdążyło się nieco przesunąć ku zachodowi, ale wciąż było dosyć ciepło. Lekki podmuch wiatru przyszedł od pobliskiej góry. Był suchy i niósł ze sobą zapach polnych kwiatów. Przed domem zauważyli samochód. Polonez truck był nieco pordzewiały. Gołym okiem było widać, że swoje dobre lata miał dawno za sobą.
    
    – To pewnie syn Mirandy, przywiózł silnik do łodzi – Robert obszedł pojazd dookoła. – Przejdziemy się nad jezioro?
    
    Ruszyli niespiesznie ścieżką wydeptaną w trawie. Minęli stodołę. Za nią droga prowadziła prosto do lasu. Drzewa przesłaniały niebieskie niebo, leśna ściółka wydzielała soczysty aromat. Było też nieco chłodniej. Przeszli jeszcze niecałe trzysta metrów i ich oczom ukazało się jezioro. Niebo odbijało się w wodzie, przez co ta, wydawała się niebieska. Kilka chmur nie było w stanie zepsuć wrażenia.
    
    Przy koślawym drewnianym pomoście zauważyli kogoś. Właśnie schodził z niedużej łódki, która okazała się starą łajbą na wiosła, do której dosztukowano silnik. Nie było pewności, że w ogóle pomieści siedem osób. Czarną farbą, ktoś wypisał nazwę; Miranda.
    
    – No proszę, ktoś tu ochrzcił tę łupinę swoim wyimaginowanym imieniem – Agnieszka uśmiechnęła się.
    
    – Widzieliście tego gościa? – Wiktoria czuła, że robi jej się ...
«12...8910...36»