Co się wydarzyło w Wyrwidołach
Data: 27.09.2020,
Kategorie:
kanibale,
morderstwa,
Zdrada
Autor: Man in black
... siebie. Pobiegła do kuchni, gdzie miała przygotowane wiadro pełne benzyny, spuszczonej z samochodów. Ruszyła schodami na górę. Kiedy wpadła do pokoju, zastała leżącego Wiktora i Agnieszkę. Podeszła do nich, zanim ci zdążyli się podnieść zdezorientowani.
– Sylwia? – zapytał chłopak.
– Nie tym razem – odpowiedziała Miranda i wylała na nich całe wiadro. Oboje wydawali się pogubieni. Nie mieli pojęcia, co się dzieje, ale wreszcie poczuli woń. Znieruchomieli.
– Boże! – krzyknęła dziewczyna, ale w tym momencie Miranda rzuciła w nich zapaloną zapałkę. W jednej chwili zamienili się w żywe pochodnie.
***
Wiktoria była w szoku. Siedziała w stodole, ukryła się pod jedną ze ścian, ale słyszała kroki. Wiedziała kto to. Widziała ją wcześniej, w ogrodzie. Szalona dziewczyna w hokejowej masce. Przez głowę przelatywało jej tysiące myśli. Nagle zaczęła się gorączkowo rozglądać za czymś, czym mogłaby się bronić. Musiała szukać po omacku. Nie miała pojęcia czy w stodole w ogóle jest światło, ale nawet jeśli było, nie zamierzała go włączać.
Kroki na zewnątrz zbliżały się. Dziewczyna zatkała uszy i zamknęła oczy, jakby to miało sprawić, że napastniczka zniknie. Niestety, po chwili zaskrzypiały drzwi. W ciemności widziała tylko zarys jej sylwetki. Nie mogła dostrzec tej kretyńskiej maski, ale może to lepiej? Z jeszcze większą zaciekłością rzuciła się na poszukiwanie czegokolwiek. Nagle zapłonęło światło. Było słabe, ale wystarczyło w zupełności. Żarówka kołysała się na kablu, ...
... przez co cienie zdawały się tańczyć na podłodze i ścianach. W jednej chwili, szalona dziewczyna w masce, była skąpana pomarańczowym blaskiem, po chwili tonęła w ciemności, a światło wyławiało z mroku Wiktorię.
– Yyyyhhyyyyy ubić... ubić ciebie... – zaskrzeczała szalona dziewczyna i ruszyła w jej stronę.
Wiktoria płakała, poruszała się na kolanach, wyciągając ręce na podłodze i nagle, kiedy światło znalazło się po jej stronie, dostrzegła coś. Urządzenie wyglądało znajomo. Jej ojciec zajmował się remontami i budową domów. To była gwoździarka. Dziewczyna rzuciła się na nią. Napastniczka była zaledwie trzy metry dalej. W ręku ściskała ogromną maczetę. Córka Mirandy to z pewnością była ona. Ręce Wiktorii trzęsły się, ale wycelowała urządzeniem prosto w napastniczkę i nacisnęła spust. Pstryk-pstryk-pstryk, dźwięk był cichy, przez chwilę miała wrażenie, że maszyna nie działa. Tymczasem wszystkie gwoździe doszły do celu. Jeden trafił w ramię, drugi w szyję, a trzeci przybił absurdalną maskę do jej czoła. Dziewczyna zatrzymała się.
Na masce pojawiła się krew. Na sukience również. Wiktoria podniosła się i przetarła oczy. Wciąż trzymała gwoździarkę. Wycelowała jeszcze raz, tym razem okazało się, że zabrakło gwoździ. Rzuciła urządzeniem w twarz dziewczyny i omijając ją, wybiegła ze stodoły. Pobiegła prosto do lasu. Do jeziora. Słyszała za sobą powarkiwania i niezrozumiałe krzyki. To niewiarygodne, że tamta dziewczyna z tymi wszystkimi gwoździami, wciąż potrafiła za nią biec. W końcu ...