Chram
Data: 26.06.2019,
Kategorie:
groza,
Zdrada
Autor: Man in black
... chwilę po klepisku, aż ląduje we właściwym miejscu. Gracjan podchodzi bliżej. Ogląda urządzenie, kucając tuż obok.
– Bez jaj stary…
– Co się stało? – wystarcza kilka minut i Bartek zaczyna odczuwać chłód.
– Agregat nie padł tylko ktoś go, kurwa, wyłączył – Gracjan podnosi się z kolan.
– Może sam się wyłączył? Wiesz jakieś zwarcie czy coś w tym stylu?
– Albo… – mężczyzna odbiera latarkę z ręki zaskoczonego kolegi. – Zrobiły to duchy! – Oświetla sobie twarz od spodu, jak robił to setki razy w dzieciństwie, kiedy opowiadali sobie z kolegami straszne historie na koloniach.
Bartek się uśmiecha i stara za wszelką cenę ukryć to, o czym myśli w tej chwili. Uważa, że jego znajomy, to skończony kretyn, który nie chce dorosnąć. Pewnie boi się odpowiedzialności, a przynajmniej coś w tym stylu. Nie jest psychologiem, ale czuje, że zachowanie Gracjana ma swoje korzenie w okresie dojrzewania.
– Sprawdzę, czy nie widać jakichś śladów na śniegu. – Bartek odbiera latarkę i wychodzi na zewnątrz.
Takie typy jak Gracjan z reguły brylują w szkole, dopóki nie dostrzegą, że frajerzy tacy jak… Tacy jak ty – odzywa się wewnętrzny głos – tacy sami. Niech będzie. Dopóki nie dostrzegą, że frajerzy tacy jak ja idą na studia i robią karierę, a tacy jak on, coraz bardziej upodabniają się do miejscowych robotników, którymi tak gardzili jeszcze przed kilkoma laty. To musi boleć. Świadomość, że nie masz światu nic do zaoferowania. Znacznie łatwiej jest udawać, że wciąż jest się tym ...
... równym kolesiem z gimnazjum. Niż brać się za bary z życiem.
Po chwili zjawia się Gracjan. W ustach trzyma papierosa, ręce wcisnął w kieszenie i puszcza gęste chmury dymu, które kłębią się w powietrzu. Przez chwilę można odnieść wrażenie jakby miały tam zostać do rana.
– Wpadłeś na coś Sherlocku?
– Nie bardzo, – światło latarki nie ma dużego zasięgu, ale śnieg zalegający dookoła jest gładki i są na nim ślady wyłącznie ich butów. – Włączyłeś agregat?
– Kurwa, faktycznie. – Gracjan niemal wyrywa latarkę z ręki Bartka i wraca do szopy.
Cisza jest totalna. Czyste niebo, nieskażone sztucznym światłem miasta, odsłania przed Barkiem prawdziwy spektakl. Zupełnie jakby oglądał je na potężnym ekranie w wysokiej rozdzielczości. Gwiazdy migoczą zalotnie i zdają się na wyciągnięcie ręki. Stojąc tak z zadartą głową, zaczyna zapominać, gdzie jest. Czuje się jakby stał na księżycu i zamiast ziemskiej atmosfery otaczała go próżnia kosmosu.
– Chodź astronom. – Tuż obok pojawia się kolega. – Jeszcze jedna z tych ślicznotek spadnie ci na głowę i będzie na mnie. – Ruszają razem do domu.
Bartek doskonale zdaje sobie sprawę, że znajomy traktuje go jak nieszkodliwego fajtłapę. Faceta, który nie potrafi wymienić przysłowiowej żarówki. Na początku ich znajomości męczyło go to, jednak przywyknął. Gracjan miał swoją irytującą stronę, zresztą, miał tych stron więcej, ale mimo wszystko dało się z nim wytrzymać. W zasadzie podejrzewał, że uszczypliwe uwagi, jak choćby ta o spadających ...