Pani w czerni, czyli opowieść Agnessowo-JoAnnowo-majówkowa
Data: 31.12.2020,
Kategorie:
bdsm
femdom,
Brutalny sex
Autor: Agnessa Novvak
... bez sił na podłogę.
Wstaję. Zgodnie z życzeniem, pomagam Pani podnieść się z łóżka. Przecieram jej ciało wilgotnym ręcznikiem, przyniesionym z łazienki. Ubieram, począwszy od jedwabnych fig, a skończywszy na satynowych rękawiczkach. Podaję kielich, wypełniony po brzegi mieniącym się rubinowymi refleksami winem. W końcu – dopiero po spełnieniu wszystkich poleceń – zaczynam przysłaniać własną nagość.
– Usiądź, proszę. Może być na fotelu. Jeśli chcesz, nalej sobie czegoś. A teraz mnie wysłuchaj. Tylko nie waż się przerywać, dopóki ci nie pozwolę!
– Ależ Pani, ja nig…
Przygryzam wargę w pół słowa i zgodnie z poleceniem przysiadam na szerokim, obitym pikowaną skórą siedzisku. Choć nie mam wielkiej ochoty, wrzucam do szklanki kilka kostek lodu i zalewam je bursztynowym płynem z pierwszej lepszej butelki. Sączę przyjemnie drapiący gardło płyn oraz poprawiam ubranie, by wyglądało idealnie – dopinam guziki w mankietach, układam fałdy koszuli… lecz przede wszystkim słucham. Z coraz większym niedowierzaniem.
Pani z początku wychwala mnie tak mocno, aż czuję, jak płoną mi policzki. Przypomina o wierności wobec niej, całkowitym oddaniu czy gotowości do wykonania najbardziej nawet nieoczekiwanych życzeń. Później opisuje – z takimi szczegółami, aż momentami czuję się niezręcznie – jej własny stosunek do mnie. I wówczas ton zaczyna się zmieniać, a płynące z ust słowa, z ociekających słodyczą komplementów, przeradzają się w gorzkie wyrazy rozczarowania. Nie mną, a właśnie ...
... nią samą.
Wylicza jedną po drugiej, coraz bardziej poniżające i wyuzdane próby, które dla mnie wymyślała. Mówi o celowym unikaniu spotkań oraz późniejszym wzywaniu mnie dzień po dniu, nie pozwalając odzyskać pełni sił. Wspomina pełne perwersyjnej czułości chwile, gdy dopuszczała mnie do siebie tak blisko, jak to tylko możliwe. Tylko po to, by zaraz potem brutalnie odrzucić. Opisuje, jak po każdym kolejnym razie czuła do siebie jedynie coraz większe obrzydzenie. Pogardę. Nienawiść.
Przez naprawdę długi czas powstrzymuję się przed komentarzami, lecz w końcu nie wytrzymuję:
– Pani moja, czego więc ode mnie oczekujesz? Powiedz, co mam zrobić! Wiesz przecież, że uczynię wszystko, byś była szczęśliwa! – rzucam w przypływie odwagi. A może głupoty?
– Wszystko? Naprawdę? Uważaj z takimi deklaracjami na wyrost, bo przecież nie wiesz, czego mogę od ciebie zażądać! – pyta rozedrganym głosem.
– Absolutnie wszystko! Powiedz tylko słowo! Czekam! – odpowiadam butnie.
Pani mruży oczy. Spogląda na mnie nieprzeniknionym wzrokiem, jakby tocząc walkę ze sobą samą. Ostatecznie przygryza wargę, odkasłuje i oznajmia lodowatym tonem:
– Zostaw mnie więc.
Nie rozumiem. W żaden sposób nie jestem w stanie pojąć tego jakże przecież prostego przekazu.
– Jak to? – Otwieram bezwiednie usta.
– Po prostu. Zostaw. Wyjdź i już nie wracaj. Nigdy. Zapomnij o mnie. Tak będzie dla nas lepiej. Dla ciebie. Tylko najpierw… – Opuszcza głowę – zrób jeszcze coś. To będzie moje ostatnie ...