Pani w czerni, czyli opowieść Agnessowo-JoAnnowo-majówkowa
Data: 31.12.2020,
Kategorie:
bdsm
femdom,
Brutalny sex
Autor: Agnessa Novvak
... nie powinna, lecz wręcz nie ma prawa być bezwarunkowa. Podobnie zresztą jak dominacja. Obie strony układu muszą bezwzględnie znać oraz akceptować nienaruszalne granice, których absolutnie i pod żadnym pozorem nie wolno im przekraczać. Oraz, co może nawet ważniejsze, nie mogą bać przyznać się do własnych słabości. W końcu są nie bezmyślnymi seks-maszynkami, a – tylko i aż – obdarzonymi emocjami ludźmi, którzy powinni budować relację na prawdziwych, płynących zarówno z głowy, jak i serca uczuciach. Na obopólnej szczerości oraz wzajemnym zaufaniu. Także wobec samych siebie.
No właśnie, siebie… Z jednej strony całe moje ciało przeraźliwie wrzeszczy, że mam przestać! Już! Natychmiast! Wycofać się, póki jeszcze czas. Z drugiej umysł każe mi pozostać. Przekonać się na własnej skórze, jak daleko mogę się posunąć nie tylko ja, lecz i Pani. A może przede wszystkim ona? Dlatego też pokornie znoszę zasłonięcie oczu. Wciśnięcie knebla w usta i dociągnięcie paska na oblanym zimnym potem karku. Oplecenie nasady ud sznurem, przytrzymującym wibrator we właściwym dla niego miejscu. Oraz finalnie zawieszenie na dłoni niewielkiego, mosiężnego dzwoneczka na tasiemce.
– Zrób próbę! – Nakazuje rozemocjonowany głos.
Lekko poruszam palcem. Bez efektu. Dopiero mocniejsze szarpnięcie wywołuje metaliczny brzęk.
– Wiem, że nie jest ci łatwo – w momencie ton staje się niemal przepraszający – a będzie jeszcze trudniej. O wiele. Dlatego nie będę miała pretensji, jeśli w dowolnej chwili ...
... zadzwonisz. Lecz jeżeli wytrzymasz…
Zamiast dokończenia obietnicy czuję wpierw wibrowanie, a sekundę później pierwszy cios. Lekki, wykonany jedynie dla przymiarki, a i tak doprowadzający do mimowolnego skurczu mięśni. Drugi jest już wyraźnie celowany, podobnie jak każdy kolejny. Następne smagnięcia spadają na podbrzusze. Boki żeber. Tył ud. Palce u stóp. Sutki. Raz po razie wierzgam wściekle, wypluwając z gardła nieartykułowane wrzaski. Spod zasłony oczu słonym strumieniem spływają mi łzy, z kącików ust wykręconych kneblem tryskają strugi spienionej śliny, a uda ociekają…
Pierwszy orgazm zdaje się istnym wybawieniem, niby orzeźwiającym potokiem anielskiej rozkoszy pośród ognia piekielnych czeluści. Przeżywam go do samiutkiego końca, próbując nie zważać na oszałamiający ból.
Drugi zamiast przyjemności przynosi już jedynie zmęczenie. Nie jestem w stanie powstrzymywać drżenia wyczerpanego ciała, skręcającego się w rozkoszy niezależnie od mojej woli.
Trzeci stanowi dla mnie granicę ostateczną, przy której się poddaję. Nie mogę. Nie chcę. Nie potrafię! Postrząsam palcem, oczekując zbawiennego dźwięku dzwonka. Bez skutku. Czyżby wypadł? Nie, niemożliwe! Przecież Pani na pewno by to zauważyła… A może jakimś cudem – czy raczej najstraszniejszym pechem – zaplątał się w tasiemkę? Kajdanki? Łańcuszek? Szarpię całymi ramionami, lecz wciąż niczego nie słyszę! W panice próbuję podskoczyć, jednak bezwładne mięśnie odmawiają posłuszeństwa.
Zdaję sobie sprawę, że zaraz zemdleję. Tym ...