Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie…
Data: 21.08.2021,
Kategorie:
Nastolatki
Dojrzałe
Masturbacja
wspomnienia,
historia,
Autor: Agnessa Novvak
... stawałam się bardziej niebezpieczna niż doborowy pułk wojska, skutkiem czego nie raz i nie dziesięć wracałam z dzikich wypraw z ranami wojennymi. Owszem, nie zawsze wychodziłam ze starć zwycięsko – raz ja podbiłam oko, innym razem mnie podbili, różnie bywało – jednak zdobyte w ten sposób poczucie własnej wartości oraz pewności siebie były bezcenne. A już na pewno wystarczały z naddatkiem na dwie rozwydrzone małolaty, które pokrzykiwaniem próbowały zamaskować ewidentne braki jakichkolwiek umiejętności. Tym bardziej że mój były oblubieniec zabrał mnie parę razy na treningi bokserskie, by się przede mną popisać. I o ile na wpuszczenie pomiędzy liny ringu nie mogłam oczywiście liczyć, o tyle naoglądałam się prawidłowego wyprowadzania lewych podbródkowych czy prawych prostych.
Pozostawiając za sobą przestawiony nos i zakrwawione usta pozbierałam zakupy i podeszłam ostrożnie do gapiącego się we mnie jak w święty obrazek chłopaka. Dopiero wtedy zorientowałam się, że owszem, był niski i drobny, lecz wcale nie taki młody, jak mi się z początku zdawało. Próbując jakoś przełamać lody, zapytałam, czy mam go gdzieś odprowadzić, na co wreszcie odzyskał rezon i dziarskim krokiem ruszył w wędrówkę przez ciasne uliczki. A ja, chcąc nie chcąc, podążyłam za nim. Po ledwie paru minutach mój przewodnik zatrzymał się przed podobnym do wszystkich sąsiednich familokiem i wrzasnął na całe gardło: „Giiitaaa!”. W odpowiedzi na owe uprzejmie wezwanie ze środka wybiegła całkiem korpulentna, na oko ...
... nieco starsza ode mnie dziewczyna z kolorową kokardą wplecioną w czarny warkocz, lamentująca przeraźliwie: „Byyyneeek”.
I tak właśnie poznałam nie tylko Bynka i jego siostrę Gitę, ale i dobrą połowę osiedla. Bo, choć próbowałam energicznie protestować przeciw owym kategorycznie przesadzonym pomówieniom, uratowany zrobił ze mnie bohaterską obrończynię jego czci, godności oraz skitranych po kieszeniach drobniaków. I to wystarczyło. Ani się obejrzałam, jak lotem błyskawicy rozniosło się wszem i wobec, że ta wyfircykowana pannica ze stolicy wcale nie jest taka zła, jak się wszystkim wydawało. Ba, jest całkiem niezła! Że można się z nią – choć z niemałym trudem – dogadać, że nie zadziera nosa, no i potrafi zawalczyć o swoje. Oraz, co chyba najważniejsze, nie tylko o swoje, bo przecież pomogła obcemu. Choć wcale nie musiała.
I gdyby chodziło tylko o mnie, to jeszcze mogłabym to jakoś zrozumieć, ale nie! Nagle do ojca zaczęli przychodzić lokalni majstrowie z prośbą o poradę czy wręcz propozycjami różnych ekstra płatnych zleceń, a liczba nowych przyjaciółeczek matki wzrastała w tempie wykładniczym. Podobnie jak znoszone przez nie wszelkie dobra, na czele ze wszelkiej maści plackami i kołoczami ze wszystkimi możliwymi oraz niemożliwymi owocami, przysypanymi zazwyczaj absurdalnymi ilościami kruszonki.
Druga sprawa teoretycznie nie wynikła bezpośrednio z pierwszej, ale… Mianowicie, mimo że początkowo miałam inne plany co do dalszej przyszłości, związane choćby z powrotem do ...