Cud
Data: 09.10.2021,
Kategorie:
szpital,
Nastolatki
niepewność,
Autor: MrHyde
... ma?
– Nie. To bez sensu kogoś zapraszać, jak nie ma dziadka. Babcia, jak jest sama, ciągle się kręci. Chce wszystko kontrolować.
Nadal chodzenie Ani z jakimś chłopcem ze szkoły nie układało mi się w głowie. Nie pasowało do zachowania wobec mnie. Z demonstrowaniem dekoltu. Aż zaświtało proste wyjaśnienie tego paradoksu. Proste wyjaśnienie jest zawsze lepsze od skomplikowanego. Ania nie traktowała mnie w kategoriach seksualnych. Byłem dla niej bezpłciowy. Nieciekawy jako potencjalny partner do łóżka i niegroźny. Piękna dziewczyna nie widziała we mnie mężczyzny. Poczułem się z tą myślą jak martwy.
Dziadziuś drzemał, albo tylko leżał, milcząc, z zamkniętymi oczami. Usiadłem na brzegu łóżka. Nachyliłem się do Ani siedzącej na łóżku dziadka. Położyłem dłoń na jej dłoni. Pogłaskałem kolano. I żadnej reakcji. Przesunąłem dłoń wzdłuż uda, do pachwiny. Dziewczyna ani drgnęła. Ścisnąłem lekko nogę. Powinna mi przeszkodzić, gdyby poczuła, że dotykam ją w niestosowny sposób. Ale lampka ostrzegawcza nadal się nie zaświeciła, dając mi dowód, że w oczach Ani byłem absolutnie aseksualny.
Nie widziałem, jak wodziła za mną oczami. Nie poczułem mrowiącego prądu, jaki przepłynął od pachwiny do serca. Nie zrozumiałem, że brak widocznej reakcji wcale nie oznaczał braku reakcji w ogóle. Mięśnie wcale przecież nie były wiotkie. Momentami drgały z napięcia.
Posiedziawszy chwilę w milczeniu, wstaliśmy z łóżek i, trzymając się za dłonie, po cichu odeszliśmy kilka kroków. W przedpokoju ...
... Ania przytuliła się do mnie. Mocno, tak że na klatce piersiowej poczułem silny ucisk biustonosza. Kiedy indziej pewnie bym ten ucisk skomentował, ale wtedy tylko objąłem dziewczynę miłą sercu, czysto po przyjacielsku. Nawet muśnięcie policzka wargami nie stanowiło elementu flirtu. Muśnięcie odwzajemnione.
– Dobrze, że jesteś – wymsknęło jej się bez oficjalnego „proszę pana”. Ale ja i tego spontanicznego gestu nie odczytałem prawidłowo.
Nastał czas rekonwalescencji. Dwa tygodnie dochodzenia do siebie. Jedzenie, leżenie, wymioty, ból kości. Odwiedziny nielicznych znajomych. Wieczorami pisanie z Anią. Czasem dwa zdania, innym razem więcej.
Przyjąłem rolę niezaangażowanego przyjaciela. W przypływie głupoty – inaczej nie mogę tego nazwać – poradziłem jej nawet, żeby przyjęła zaproszenie do kina. Potem czytałem zwierzenia, że chłopak ją pocałował. Nie jeden raz. W usta. Namiętnie. I pytania, czy dobrze zrobiła, pozwalając mu na tak wiele. Pytania kokieteryjne, ale między wierszami wesołości dało się wyczuć poważną wątpliwość. Powinienem był zrozumieć, że dziewczyna wcale nie kocha tamtego kolegi. Całuje się z nim bez przekonania, prawie że z przymusu. Ale to do mnie nie docierało. Za bardzo zaślepiała mnie zazdrość. Wyobrażałem sobie, jak się młodzi ocierają niczym ryby podczas tarła. Jak wirują języki. Jak zapięcie stanika ustępuje zwinnym palcom nastolatka. I odpisywałem jakieś głupoty w stylu, żeby się nie martwiła, że wszystko będzie dobrze i że zazdroszczę gówniarzowi ...