1. Cud


    Data: 09.10.2021, Kategorie: szpital, Nastolatki niepewność, Autor: MrHyde

    ... zwalniając trochę miejsca obok siebie.
    
    – Tylko ćśś. Przez ścianę wszystko słychać – ostrzegła szeptem, układając się na moim ramieniu. Swobodną rękę od razu położyłem na pulchnej piersi.
    
    – Kiedy my się znowu tak spotkamy?
    
    – Nie wiem – odszepnęła Ania, wystawiając buzię do pocałunku. Wtem struchlała: – O Boże, babcia! – Usłyszawszy kroki w przedpokoju, błyskawicznie złapała mnie za głowę, każąc schować się pod kołdrę. Wtuliłem się w piersi, podkuliwszy nogi.
    
    – Jak tam, Aniu? Wszystko w porządku?
    
    – Tak, babciu. Dobranoc.
    
    – Śpij smacznie, wnusiu.
    
    Babcia wyszła, nie zauważywszy intruza w pościeli. Przystąpiłem do ataku, spodziewając się, że księżniczka bez walki odda klucz do wrót zamku.
    
    Zdjąłem bokserki, wytaczając na pole boju najważniejszą armatę. Złapałem palcami za dziewczęce majtki. Ocierając o krocze.
    
    – Och! Co robisz? Nie! – Ania odruchowo chwyciła za nadgarstek.
    
    Na tłumaczenia i prośby nie było czasu. Zostawiłem majtki w spokoju, cofając rękę i zajmując jej miejsce całym sobą. Podciągnąłem armatę pod same wrota. Przyparłem do nich przez cienki materiał. Zacząłem pukać.
    
    – Co ty ze mną robisz? – spytała Ania, oddychając ciężko przez szeroko otwarte usta.
    
    – Zdejmij – odpowiedziałem.
    
    – Ale babcia i dziadek...
    
    – Będziemy cicho. Obiecuję.
    
    – Dobrze.
    
    Zetknęliśmy się bezpośrednio. Wsunąłem klucz do zamka. Pierwsze wrota się rozstąpiły. Zaczęliśmy się poruszać, powoli, dostojnie. Delektując się doniosłą chwilą. Nie bitwą, ...
    ... pertraktacjami.
    
    Kochałem samym koniuszkiem. Za każdym razem, kiedy naciskałem mocniej, próbując wejść głębiej, korytarz zaciskał się nerwowo, blokując przejście. W końcu dałem spokój. Nie popisałem się, ale cóż, przez cztery lata bez dziewczyny wyszedłem z wprawy.
    
    Położyłem się obok Ani, tak jakbym ją zdobył. Ania zrobiła minę, jakby mi się oddała. I tak zastygliśmy na jakiś czas w bezruchu, przytuleni do siebie.
    
    – To źle, prawda?
    
    – Dlaczego?
    
    – Powinnam się otworzyć... Czy to twoja sperma? – spytała, dotknąwszy mokrego krocza.
    
    – Nie bój się, Aniu. Po chemii nie ma w niej ani jednego żywego plemnika.
    
    – Chciałam to zrobić – odpowiedziała po dłuższym namyśle.
    
    – Zrobimy. Przecież nigdzie nam się nie spieszy – zapewniłem, jak należy, przecząc oczywistym faktom.
    
    Poleżeliśmy jeszcze trochę. Aż Ania obróciła się do mnie. Zaczęła delikatnie całować.
    
    Pierś potarła o klatkę piersiową. Wsunąłem obie ręce pod halkę. Złapałem za pupę. Przystąpiłem do masowania pleców. Znowu ożywił się pruteń. On nie zamierzał odpuścić sobie należnego mu zwycięstwa.
    
    Ania znalazła się na mnie, wiedziona kobiecym instynktem. Jeszcze tylko musiałem ręką ustawić armatę we właściwym kierunku, przytrzymać sztywno i zostałem przyjęty do środka. Tak jak myślałem, królewna sama oddała mi klucz do zamku.
    
    – Ale się bałam. Nie wyobrażasz sobie – wyznała w końcu, obejmując mnie swoim wnętrzem.
    
    – Widzisz? Antyteza miała rację. Jesteś moją dziewczyną.
    
    Nazajutrz lekarze odesłali dziadka Ani ...