Na górze róże, na dole... na…
Data: 29.03.2022,
Kategorie:
genderfluid,
Fantazja
długa fabuła,
Brutalny sex
Lesbijki
Autor: Mjishi
... — Dobrze! — i bierze od niego kolejną zabawkę.
— Nie wiem — mówię. — Wyjaśnisz mi, co się wtedy stało? Czemu mnie nie powstrzymałoś?
Patrzy na mnie z niezrozumieniem. Marszczy nos i brwi.
— A miałom cię powstrzymywać? — dębieje.
I tą reakcją mnie rozbraja. Uśmiecham się, bo zaczynam rozumieć, że wszelkie wątpliwości były zupełnie niepotrzebne. Kontynuuję jednak. Potrzebuję jasnej informacji.
— Wydawało mi się, że bardzo nie chcesz — mówię, obserwując je uważnie. — Trochę ci uwierzyłam.
Nir bierze od psiaka poskręcany sznurek i chwali znalazcę.
— A mi się wydawało, że ty z kolei tak chcesz. Nie chciałaś? — dziwi się wciąż. Zwierzę kręci się koło nóg. Na widok smakołyków przyszły też koty. Śmieje się i sięga po ukryte na regale przekąski i rzuca kotkom.
— Chciałam. Owszem. Ale…
— To w czym problem? — na dobre odprawiło zwierzęta. Idzie ku mnie.
— Po prostu było to bardzo realne.
Uśmiecha się. Zadowolone, acz lekko zawstydzone. Okrakiem siada mi na kolanach i sięga po książkę, którą trzymam. Odkłada tom na stolik.
— Ooooch — mówi z rozczuleniem i bierze moją głowę w swoje dłonie. — Czyżbyś się przestraszyła, że naprawdę zrobiłaś mi krzywdę? — pyta i całuje mnie w czoło. — Słodko — dodaje z przekąsem.
Wywracam oczami widząc te reakcje. Trzeba przyznać, że zagrało to pierwszorzędnie. Obejmuję moje Słońce i całkiem już się rozluźniam. Przytula mnie mocno i lekko drapie po głowie, którą obecnie trzymam na jej piersiach.
— Alpy, Jordan. ...
... Pamiętam — dodaje dla uspokojenia.
„Alpy” to moje słowo bezpieczeństwa. Nir o tym nie wie, ale istnieje tam ukryty pośród gór stary, ogromny kompleks, który ponad sto lat temu Elżbieta przerobiła na naszą rodzinną bazę kryzysową.
— Ale to super słodkie, że się przejęłaś. Normalnie prawie jakbyś nie była wampirem — nie przepuszcza okazji na odrobinę złośliwości.
Śmieję się i gryzę ją w pierś.
— Uważaj, bo zaraz wampir we mnie pożre cię żywcem!
Teraz i ono chichocze. Odchyla moją głowę i patrzy mi w oczy.
— Kocham cię, wampirze, wiesz?
Całujemy się. Długo. A po moim ciele rozchodzi się błogość.
— Też cię kocham, Słoneczko — odpowiadam i dłonią zjeżdżam do rozporka jej spodni. — Jak na to wpadłoś? — pytam, błądząc ręką przy kroczu. Śmieje się i odchyla głowę pod wpływem przyjemności. Mruczy cicho.
— To, że z zasady odmawiam wszelkiego domyślania się, to wcale nie znaczy, że nie potrafię — mówi. Rozpinam guziki, ale powstrzymuję dłoń przed wsunięciem się dalej. Drugą ręką jeżdżę po plecach, co jakiś czas ściskam pośladki. — Miałaś taki ton wtedy… — próbuje wytłumaczyć. — Taki zimny. I patrzyłaś na mnie tak, jak się patrzy na jakąś rzecz. Zwykle, jak się bawimy, to patrzysz na mnie jak na ofiarę. Jak na kogoś zdanego na twoją łaskę, ale wciąż z poszanowaniem świadomości. Teraz było inaczej. Patrzyłaś na mnie jak na rzecz. Twoją rzecz. Której chcesz użyć w sposób, który teoretycznie nie jest jej przeznaczony. Który może tę rzecz zepsuć. Ale ona jest twoja, ...