Mea Culpa
Data: 24.04.2022,
Kategorie:
rozstania i powroty,
stara miłość nie rdzewieje,
Zdrada
wspomnienia,
uczucia,
Autor: XXX_Lord
... spokojne odejście, później zabierze was karetka.
– Ty chyba robisz sobie jaja – Adamski z niedowierzaniem otworzył szeroko oczy. – Taka ciota chce pobić nas czterech. Nawet nie muszę czekać na resztę ślamazar, żeby ci wpierdolić. – Zamachnął się, próbując wyprowadzić cios w twarz niższego prawie o głowę chłopca.
Nagle stała się rzecz niezwykła. Weronika, z rosnącą fascynacją i kiełkującą głęboko w środku radością patrzyła, jak chłopak błyskawicznym unikiem uchylił się przed ciosem, wziął zamach i z pełną mocą kopnął Adamskiego w krocze. Ten nabrał głęboko powietrza, jego twarz mieniła się różnymi kolorami, począwszy od purpury, skończywszy na zieleni, przewrócił się na ziemię i zaczął płakać.
Drugi z braci, Kamil, nadbiegł z dzikim wrzaskiem, trzymając kawałek ułamanej ławki w dłoni, czym ułatwił unik bezimiennemu obrońcy Weroniki, który z kocią zwinnością uchylił się przed kolejnym ciosem, podbił stopą sztachetę, po czym prawym prostym rozkwasił nos kolejnego przeciwnika.
Szczęka dziewczyny opadała coraz niżej, a otworzyła się całkowicie po wyłączeniu z walki Mariuszka Tymińskiego, który, niepomny nieudanych ataków braci Adamskich otrzymał cios sztachetą przez całą długość klatki piersiowej, przewrócił się na ziemię plecami, po czym uciekł ze strachem w oczach, widząc pobitych kompanów. Jedynie „tłuściowłoch”, Jjak nazywała go w myślach, nie pojawił się jeszcze na polu bitwy.
– Chyba mają już dość. – Chłopak odwrócił się do niej twarzą i z przyjaznym ...
... uśmiechem podał jej rękę, podnosząc z ziemi. Weronika, zszokowana i wdzięczna za niespodziewaną pomoc zauważyła za jego plecami zbliżający się kształt (Kot, to Karol Kot! – przypomniała sobie imię i nazwisko „tłuściowłocha”), który zamachnął się pięścią i uderzył jej wybawcę w tył głowy. Ten upadł na ziemię i przyjął kolejny cios w żebra od agresora, który z dzikim wrzaskiem („Ty chuju, zajebię cię, ty kurwo”) zaczął okładać go bezładnie po całym ciele.
Weronika, niewiele myśląc, złapała sztachetę i zdzieliła nią Kota w głowę.
Skutecznie, bo ten padł jak długi na ziemię.
– Chodź, szybko, musimy stąd uciekać, zanim się podniosą. – Pociągnęła go w górę, trzymając pod ramiona.
– Już, kręci mi się w głowie, chwila.
– Nie mamy chwili, musimy uciekać teraz. – Coraz bardziej przerażona spoglądała na Kamila, który widząc, że przeciwnik został znokautowany, wstał z ziemi i ze złośliwym uśmiechem, powoli zbliżał się z w jej kierunku. Chwyciła za kawałek drewna, którym wyłączyła z walki Karola i próbowała zamachnąć się w kierunku nadciągającej, zakrwawionej twarzy. Cios, który niespodziewanie, acz skutecznie wyłączył z walki ostatniego atakującego, niestety tym razem nie wystarczył.
Broniący jej chłopak z trudem podniósł się i stanął przed nią.
– Odejdź, Adamski.
– Pierdolony karateka. Dopadniemy cię jeszcze, cwelu. – Kamil, krwawiący z nosa i pomny ciosu, który zainkasował, cofnął się na bezpieczną odległość.
– Spróbujcie szczęścia – rzucił, obserwując spod łba ...