W zgodzie z naturą
Data: 20.08.2022,
Kategorie:
las,
Pierwszy raz
Autor: Ignatius
... i kontynuuje wędrówkę. Milo, rusz dupę i pomóż jej, choćbyś miał ją na rękach zanieść!
– Poradzisz sobie? – zapytałem.
– Pewnie – odkrzyknęła.
Teraz albo nigdy. Zerwałem się z miejsca i pobiegłem za nią. Ona odwróciła się szybko i patrzyliśmy wprost na siebie.
– Nie poradzę sobie, nie ma szans! – krzyknęła z pretensjami. Nie była smutna, była zła. Nie na mnie, na siebie.
– Zaprowadzę...
– I co? Wskoczę na gapę do autobusu, który zawiezie mnie gdzie? Do domu mam jakieś trzydzieści kilometrów. Sama będę się szlajała po nocach, jakby mi mało było. Jestem zmęczona, załamana i chętnie walnęłabym kielicha – wyrzuciła z siebie. Przetarła oczy.
– Kielicha nie mam, ale jak chcesz, to możesz przenocować u mnie... To znaczy, w namiocie... Odstąpię ci śpiwór i... Co ja plotę! – pogubiłem się. Nie potrafiłem wzbudzić zaufania wśród studentów, a co dopiero u kobiety poznanej w lesie. – Przecież zaraz uznasz mnie za psychola, który tylko myśli jak się do ciebie dobrać...
– Dokładnie – potwierdziła. – Ale ty też masz mnie za wariatkę, więc jesteśmy kwita.
Chwilę później znów siedzieliśmy przy namiocie. Miałem jeszcze trochę zerwanych uprzednio jeżyn i butelkę wody źródlanej. Miny mieliśmy nietęgie, żadne z nas nie wiedziało co mówić. Rozumieliśmy, że nasze spotkanie było tak przypadkowe, że aż wręcz nieprawdopodobne. Jedyne co mogłem dla Agaty zrobić, to zaoferować gościnę, a ona mogła się mi odwdzięczyć tylko uprzejmością. Jej powrót do miasta o tej porze ...
... faktycznie nie miał sensu. Jak sama zaznaczyła, jest brudna, zmęczona, bez pieniędzy i daleko od domu. Pewnie się bała. Moim obowiązkiem jako mężczyzny i szlachetnego człowieka było jej pomóc.
W pewnym momencie zauważyłem, że Agata lekko drży.
– Zimno ci? – zapytałem.
– Trochę – skłamała. Jak to jest trochę, to ja jestem Juliusz Cezar. W plecaku miałem jeszcze kurtkę od deszczu. Okryłem nią dziewczynę. Nic nie powiedziała. Znów zapadła cisza. Nie mogąc jej znieść, wyciągnąłem harmonijkę ustną i zacząłem grać. Nie byłem mistrzem tego instrumentu, ale jakoś sobie radziłem. Agata słuchała i nic nie mówiła. Pewnie miała wiele rzeczy godnych przemyślenia. Patrzyła to na mnie, to w niebo. Ja natomiast nie miałem o czym myśleć. Po prostu grałem po kolei wszystkie melodie, jakie znam.
Nie wiem, ile czasu minęło. Godzina, nawet dwie, a może ledwo pół. W końcu zrobiło się już kompletnie ciemno i zauważyłem jak kleją jej się oczy.
– Idź do namiotu. Połóż się spać do śpiwora. Odpoczniesz, a rano zaprowadzę cię do miasta. Jakieś drobne mam, a inni mili ludzie pewnie chętnie ci pomogą – przedstawiłem plan. Brzmiał dobrze, lepszego i tak nie było.
– A ty gdzie będziesz spał? – zapytała hardo.
– Ja będę czuwał na zewnątrz – zaoferowałem dzielnie. Nie chciałem brzmieć jakbym ja uwodził czy coś. A już zwłaszcza „czy coś”.
– Daj spokój, namiot nie jest aż taki mały, zmieścimy się w środku – oceniła. – Nie mogę przecież skazać cię na nieprzespaną noc i poranek z ...