Arystokrata (VIII)
Data: 05.09.2019,
Kategorie:
Incest
Brutalny sex
niewolnik,
Autor: violett
... wszystkie rozgrywki? Durnia ze mnie robisz? – Wściekłość Roberta eksplodowała; przez chwilę nawet się przelękła aż tak gwałtownej reakcji.
– Tak, rozważałam taką możliwość – odpowiedziała z rozbrajającą szczerością. – Ale przyszło mi też do głowy, że gdy przemyślisz wszystko na spokojnie, to na pewno się zgodzisz… choćby ze względu na mnie.
Pokręcił głową wzburzony i uderzył pięścią w zagłówek przedniego fotela.
– Nie wierzę! No, kurwa, nie wierzę!
– To uwierz, bo tak się stanie – powiedziała stanowczo. Zaczynał Martę denerwować. – Jak długo masz jeszcze zamiar zapieprzać po dzielnicach, uganiając się za niewolnikami, i chlać wódę, bo nie masz nic innego do roboty?! Może zaczniesz robić nieco więcej niż pić i bić? – Zawiesiła na moment głos i spojrzała na mężczyznę z ukosa. – Przyszło ci może do głowy, że poza tym, co lubisz, jest jeszcze inny świat, na którym pozostało kilka niezakończonych spraw? Pamiętasz o niewyrównanych rachunkach? Może wreszcie pokażesz, że jesteś Raysem i że nasze nazwisko to nie tylko handel żywym towarem, że trzeba się z nim liczyć nie tylko na targu…
Na jakiś czas zamilkli; oboje mieli o czym myśleć, a właściwie troje, sądząc po tym, jak Drugi zareagował na usłyszane słowa, co – musiała przyznać – było dość zaskakującym odruchem w przypadku niewolnika.
– I co jeszcze? Czego jeszcze ode mnie chcesz? Żebym sam sobie przywiązał sznureczki do rąk i nóg, za które będziesz pociągać? – wtrącił, próbując się roześmiać, ale zabrzmiało to ...
... dość żałośnie. – Jesteś pewna, że tego chcesz?
Odwróciła się od Roberta i spojrzała przed siebie; Drugi ciągle ich obserwował, przyłapany natychmiast odwrócił wzrok.
– Zatrzymaj wóz i wyjdź – zwracając się już do niewolnika, odpowiedziała bratu: – Jak niczego do tej pory.
We wnętrzu auta na chwilę zapanowała cisza, przerwana przez głuchy odgłos drzwi zamykanych za wysiadającym niewolnym. Kiedy milczenie i napięcie pomiędzy nimi dwojgiem stawało się już nie do wytrzymania, odezwał się Robert: – Co cię opętało? – spytał cicho. – Narażasz się… Dla kogo? Co jest tak ważne, aby tyle ryzykować? – Mężczyzna ujął jej obie dłonie w swoje ręce i ścisnął. – Marta, tamte ideały już nie istnieją, zawsze były fantasmagorią niepoważnych ludzi… Czy mrzonki, którymi karmili się Standfordowie; to, do czego one doprowadziły, niczego cię nie nauczyły?
– Standfordowie nic do tego nie mają – westchnęła głęboko. – No, może trochę… ale mnie chodzi o coś innego… Powiedz, cóż takiego mam do stracenia? – Głos kobiety stał się nieprzyjemny. – Co więcej mogę stracić ponad to, czego już nie ma… – Nagle złociste oczy dziewczyny skupiły się na bracie, który pod wpływem przenikliwego spojrzenia cofnął się. – Oboje karmimy te same demony – jej głos stał się lodowaty – z tym, że ja nie mam zamiaru całe życie się ich bać. Kiedyś powiedziałeś, że za wszystko wcześniej czy później trzeba zapłacić, to prawda, ale nie zapominaj, że innych też to dotyczy…
Robert przez moment nie zrozumiał, co miała na ...