Dźwiękoczuła
Data: 18.05.2023,
Kategorie:
muzyka,
Lesbijki
romantycznie,
Autor: entalia
... gubiłam się w nich, od nich, przy nich. Smakowałaś
i pachniałaś nim. Zastanawiałam się, czy my się w ogóle dogadamy? Słabo mówię po portugalsku, za to więcej rozumiem. Słowa jednak nie były potrzebne, usta wręcz przeciwnie. Całowałaś mnie spokojnie i powoli. Muzyka zwalniała, czas grzązł, w narzuconych przez ciebie ramach, nawet twoje ręce jak medaliony w zawiesinie rozkoszy, zaplątały się we mnie i brnęły słabo, wolno, igrając i płodząc we mnie nowe uczucie – niecierpliwość. Kołysałaś mnie rozpędzoną do niemożliwego snu. Smak. Rozpuszczałam się w twoich ustach, musowałam w nich i w końcu otwarłam oczy. Czytałam sobie ciebie, podążając rysami delikatnej twarzy, studiowałam stworzone przez nie zbocza, chłonęłam chłodne i dzikie zerknięcia, westchnienia, co malują się z intensywnością cytrusowych owoców. Smak był nieporównywalny do niczego. Smakowałaś słońcem, latem, daleką podróżą, spaniem na gołej ziemi i rozgwieżdżonym niebem. Smakowałaś deszczem, wilgocią od której trudno oderwać usta. Sklejone słabłyśmy i leżąc tak, głowa przy głowie, wciąż wsuwałyśmy w siebie języki, poiłyśmy się śliną nawzajem, każdy jej łyk pochłaniając z nabożnym westchnieniem o więcej. Zachód słońca kładł się warstwami, nad horyzontem z jeziora i linii ciemnych już wzgórz. Grajka zastąpiły cykady i świerszcze. Płynęliśmy po wzburzonym oceanie naszych ciał, raz na fali, wysoko i niebezpiecznie, a raz pogrążając się w niej, łamiąc mokrą konstrukcję budowanego napięcia, w chwili bez tchu i czasie ...
... wytchnienia. Dzika byłaś jak noc. Ileż można się całować? Pieścić wargami usta? Ileż można się przytulać, oddychać sobą wypatrując gwiazd w lustrach oczu, z takiego bliska, że bliżej już gwiazd być nie można? Prawdziwy kosmos twoich dotyków drażnił mnie i uspokajał bez końca, pocałunków droga mleczna na moim całym brzuchu, piersiach i ramionach, wstęgi westchnięć na udach, pod przykrycia kocem i chłodem z Pani Nocy, wyciskana z siebie, jak pomarańcza, drżałam i było mi dobrze. Twoja wrząca krew i ja, stygnący czubek dachu świata, mimo że w gdzieś w nieustalonym dotąd środku mojej duszy, płonęłam, z zaskoczenia, wstydu i rozkoszy. Oglądałam sobie ciebie w blasku gwiazd portugalskiego nieba. Bardziej już moja nie będziesz. Najedzona mną do syta, popiłaś jeszcze cały wczorajszy dzień, a może nawet ubiegły rok, może część życia. Tuląc się do twojej krwi, ciałem do ciała po kropelce, ratowałam się z obłędu normalności. Z rozkoszą oddychałam migotliwą łuną innych światów. Co ja właściwie czułam? Czy wolno mi było czuć cokolwiek? Poza twoją jedwabnie atłasową skórą na ostrzu moich paznokci? Poza lepkością potu, delikatnością najwrażliwszych miejsc i egzotyką ich smaku? Czy wolno mi było się od ciebie uzależnić? Od twoich dłoni, ust i języka? Od ciepła krwi, którym mnie obdarzyłaś w zamknięciu swych ramion? Warstwa po warstwie zanurzam się w nowej muzyce swojego ciała, w melodii z pamięci dotyku.
Noc się skończyła, dzień następny i kolejny również. Rozpuścił się z wolna błękit ...