Pogrzebywacz (I). Pośmiertny sen
Data: 16.06.2023,
Kategorie:
zombi,
santa muerte,
zakład pogrzebowy,
nieznajomy,
Autor: Man in black
... wchodzi, obudziłam się z krzykiem, cała zlana potem.
Wojtek wysłuchał jej, nie przerywając, po czym na jego ustach pojawił się dyskretny uśmiech.
– Interesujący koszmar, nie sądzi pani?
Nie zgodziła się. Przełknęła spory łyk koniaku.
– Ani trochę. Wmówił mi pan, że jestem nekrofilką i ten koszmar to również pańska wina.
Rozłożył ręce w bezradnym geście. Milczeli dłuższą chwilę. Na zewnątrz dało się słyszeć skowyt wiatru. Kilka pojedynczych kropel uderzyło w szybę, zabębniło o parapet, a po chwili rozpadało się na całego. Wojtek odniósł wrażenie, że za oknem zaczyna się inny świat. Świat, w którym szaleją potężne żywioły, kosmiczne wiatry i lodowate, zacinające deszcze, które są zaledwie preludium dla całej reszty czającego się w ciemności chaosu.
– Czuję się zbrukana. – Głos dziewczyny przerwał chimeryczny koncert, odbywający się za oknem.
– Dlaczego? Przecież to tylko sen.
Wojtek zauważył, że papieros zdążył się dopalić w popielniczce. Nalał sobie kolejną porcję koniaku i zapalił nowego camela.
– Wiem... – Roksana dostrzegła dno w swojej szklance, więc wysunęła ją w stronę Wojtka. Ten bez słowa wypełnił naczynie do połowy. – Ale to było tak cholernie realistyczne.
– No, cóż – westchnął – pracuje pani w zakładzie pogrzebowym. Może to przez atmosferę, bliskość zmarłych, sam nie wiem. Do tego mój żarcik, który niezbyt mi się udał. Chyba że zareagowała pani tak nerwowo, bo jest pani... – zawiesił teatralnie głos.
Dopiero po chwili zrozumiała, co ...
... chciał powiedzieć.
– Ale z pana kutas – odcięła się.
– Tylko próbuję poprawić pani nastrój. – Usta Wojtka wykrzywiły się w słabym uśmiechu.
– Ale swoją drogą czytałem kiedyś, że niektórzy zmarli potrafią emitować swoje ostatnie myśli, odczucia i takie tam. Jeśli ktoś jest wystarczająco wrażliwy, może to wyczuć.
Przyglądała mu się w milczeniu, po chwili jednak zmrużyła oczy.
– Nie rozumiem? Emitować?
– Emitować, emanować... Niech to pani nazywa, jak pani chce. Po prostu sączą się z nich emocje, które wypełniały ich w chwili śmierci. To znaczy, podobno tak jest.
– Mogę jeszcze jednego? – spojrzała na papierośnicę.
Kiedy się do niej przysunął, żeby podać papierosa, poczuł zapach strachu, kwaśną woń potu i słodycz perfum. Po chwili opadł na fotel lekko pobudzony.
– W myśl tamtej teorii nasz nieboszczyk mógł na przykład umrzeć w chwili seksualnego uniesienia i jego... – szukał właściwego słowa, ale myśli rozbiegły się i w głowie poczuł zamęt.
– I jego kutas po prostu miałby emanować? – Zaśmiała się. Była już wstawiona.
– Cóż, można i tak to nazwać – zgodził się zmieszany.
– A ja myślę, że pańska teoria nie trzyma się kupy i to albo od tego koniaku dla snobów po sześćset złotych za butelkę, albo za długo przebywał pan tutaj wyłącznie w obecności trupów.
W myślach przyznał jej rację. Ostatnie lata mieszkał kompletnie sam. Zerknął na zegarek – dochodziła północ.
– No nic, czas do łóżka. – Podniósł się.
– Czy to jakaś niemoralna propozycja? ...