Księgarnia (I)
Data: 24.06.2023,
Kategorie:
koleżanka,
Zdrada
miłość,
śmierć,
Autor: XXX_Lord
... Chyba domyśla się, o czym będę chciała z nim pomówić.
Zbieram myśli przez kilkanaście sekund. Powiem mu to wprost.
- Odchodzę z zespołu.
Milczy, wpatrując się we mnie przez dłuższą chwilę.
- Spodziewałem się tego. – odpowiada wreszcie cichym głosem – Miałem nadzieję, że jednak zdecydujesz się zostać, ale podświadomie czułem, że rozstanie jest bliskie. – Jego twarz ma dziwny wyraz, jakby domyślał się drugiej wiadomości. – Decyzja jest ostateczna?
- Tak, nieodwołalna. – Potwierdzam głosem nie budzącym wątpliwości wydmuchując dym na bok.
- A druga wiadomość?
- Z nami również koniec. – Otwiera szeroko oczy. – Było mi z tobą dobrze, ale nie zamierzam konkurować z tabunem fanek po koncertach, poza tym nie wyobrażam sobie jakiegokolwiek związku, nawet na tyle luźnego, jak nasz w sytuacji, gdy będziemy grali w różnych zespołach i będziemy widzieli się od wielkiego dzwonu. Nie kochamy się i rozstanie nie będzie trudne. To koniec Darek, a dzisiaj robiliśmy to po raz ostatni. – Wstaję i ruszam do kuchni. – A teraz wybacz, ale chciałabym pójść spać. Jutro przyjadę na próbę i pożegnam się zresztą zespołu.
Mój od kilku minut eks, będący chyba przytłoczony ogromem wiadomości i będący w ciężkim szoku powoli ubiera się.
- Jesteś pewna swoich decyzji? Obu? – Gotowy do wyjścia, spogląda na mnie badawczo.
- Tak Darku, jestem. – Ubrana tylko w szlafrok czekam w drzwiach od kuchni, żeby zamknąć za nim drzwi. – Idź już, proszę. Chcę zostać sama.
- W porządku. – ...
... Odwraca się. – Do zobaczenia jutro.
Cholera, zrobiłam dobrze?
Zaczynam się zastanawiać nad swoją decyzją. Może powinnam się jeszcze wstrzymać i pograć z nimi trochę?
Ale jak wyobrażałam sobie grę w zespole i jednoczesne zerwanie z Kwiatkowskim? Przecież to pieprzony pan i władca na włościach. Jedno nie współgrałoby z drugim.
Nie, nie.
To dobra decyzja. Jutro pożegnam się z resztą kapeli i zacznę nową drogę.
A tymczasem pójdę trochę pobębnić.
O dziesiątej trzydzieści opuszczam budynek firmy. Mój nastrój waha się pomiędzy "jestem wściekły i rozżalony", a "zaraz komuś przypierdolę, a później rozpłaczę się jak dziecko".
Rzadko płaczę. Zdarza mi się to raz na kilkanaście lat, w zasadzie ostatni raz robiłem to, kiedy zmarła mama. Ale dzisiaj, wyjątkowo, moje gardło jest ściśnięte, a żołądek przypomina piłkę, z której uszło powietrze. I jedyne, na co mam ochotę, to schować się przed światem, ukryć twarz w dłoniach i wyć.
Przez półtorej godziny włóczę się bez celu po mieście łażąc po sklepach i nie mając co ze sobą zrobić.
Z kim mam się spotkać? Poza Agnieszką i kilkorgiem znajomych, z którymi nie żyję na takiej stopie, żeby zwierzać im się z moich problemów, nie mam tu nikogo. Przeprowadzając się z Łodzi do Warszawy, zostawiłem poprzednie życie za sobą. Wszystkie łódzkie przyjaźnie i znajomości wygasły.
Skręcam w prawo, w Krakowskie Przedmieście.
Jasna cholera, czy to miejsce ma pieprzony magnes, który przyciąga mnie bezwiednie? Przecież nie wejdę ...